lipiec, sierpień, wrzesień 2022
Wybrane tematy:
W MIŁOSIERDZIU BOGA
ŚWIAT ZNAJDZIE POKÓJ, A CZŁOWIEK SZCZĘŚCIE
To słowa św. Jana Pawła II wypowiedziane 20 lat temu – 17 sierpnia 2002 roku – w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach tuż przed zawierzeniem świata Bożemu Miłosierdziu. Są one echem wypowiedzi Jezusa zapisanych w „Dzienniczku” św. Siostry Faustyny: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego (Dz. 300, por. Dz. 699). Córko Moja – mówił Jezus w pierwszą niedzielę po Wielkanocy 1937 roku – czyń, co jest w twej mocy w sprawie rozszerzenia czci miłosierdzia Mojego. (…) Powiedz zbolałej ludzkości, niech się przytuli do miłosiernego serca Mojego, a Ja ich napełnię pokojem (Dz. 1074).
Był piękny sierpniowy poranek. Do Łagiewnik już we wczesnych godzinach przybywali księża biskupi, kapłani i wierni, którzy mieli wejściówki na spotkanie z Janem Pawłem II w nowo wybudowanej świątyni i w sektorach na klasztornych błoniach. Na swoich posterunkach czuwały służby, strzegące bezpieczeństwa i zdrowia pielgrzymów, a także dziennikarze, fotoreporterzy z wielu redakcji, wozy transmisyjne TVP i innych stacji. Kilka godzin trwało modlitewne bezpośrednie przygotowanie do tego wydarzenia. Wszyscy czuli, że będzie to dla wielu ostatnie spotkanie z Papieżem Polakiem i że ta pielgrzymka ma charakter pożegnalny.
Jan Paweł II jako papież przyjechał wówczas do Łagiewnik już po raz drugi. 5 lat wcześniej – 7 czerwca 1997 roku – modlił się przed cudownym obrazem Jezusa Miłosiernego i przy grobie błogosławionej wówczas Siostry Faustyny. Mówił wówczas, że nic tak nie jest potrzebne człowiekowi, jak miłosierdzie Boże – owa miłość łaskawa, współczująca, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga. Przywoływał słowa z encykliki „Dives in misericordia” i mówił o tym, że w każdym okresie dziejów, a zwłaszcza w naszych tak przełomowych czasach, zadaniem Kościoła jest wołanie o miłosierdzie Boga wobec wielorakiego zła, jakie ciąży nad ludzkością i jakie jej zagraża. Już wtedy zawierzył Miłosierdziu Bożemu siebie, swoją posługę na stolicy Piotrowej i Kościół święty, bo – jak wyznał – orędzie, przypominające biblijną prawdę o miłosiernej miłości Boga, które Bóg przekazał Siostrze Faustynie, zabrał z tego miejsca do Rzymu i ono ukształtowało obraz jego pontyfikatu.
Przesłanie miłosierdzia Bożego było mu – jak sam przyznał – bardzo drogie i bliskie. Towarzyszyło mu od lat młodości, od czasu, gdy jako pracownik Solvayu przybywał do klasztornej kaplicy i modlił się przed obrazem Jezusa Miłosiernego. Z biegiem lat rozumienie tej prawdy wiary dojrzewało w nim i zostało przekazane w pierwszej w dziejach Kościoła encyklice „Dives in misericordia”, w całości poświęconej tej prawdzie naszej wiary. Sytuacja świata i wielorakie zagrożenia egzystencjalne, moralne i duchowe umacniały w nim przekonanie, że jedynym ratunkiem dla człowieka i świata jest tylko miłosierdzie Boże. W dniu kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku właśnie to orędzie dał Kościołowi i światu na trzecie tysiąclecie: Co przyniosą nam nadchodzące lata? – wołał. Jaka będzie przyszłość człowieka na ziemi? Nie jest nam dane to wiedzieć. Jest jednak pewne, że obok kolejnych sukcesów nie zabraknie niestety także doświadczeń bolesnych. Ale światło Bożego Miłosierdzia, które Bóg zechciał niejako powierzyć światu na nowo poprzez charyzmat Siostry Faustyny, będzie rozjaśniało ludzkie drogi w trzecim tysiącleciu. Był głęboko przekonany, że tylko miłosierdzie Boże potrafi postawić tamę wszelkiemu złu, które jak potop zalewa świat.
W ten sierpniowy dzień 2002 roku nic nie zapowiadało tak niezwykłego wydarzenia, jakim było zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu. Nikt się tego nie spodziewał, choć w sercach ludzkich było to pragnienie, skoro wypowiedzenie tego aktu przez Jana Pawła II spotkało się z tak entuzjastycznym przyjęciem i stało się modlitwą dla milionów ludzi. (…)
s. M. Elżbieta Siepak ISMM
I NARODOWY ZJAZD „FAUSTINUM” WE WŁOSZECH
Posyłam cię, abyś głosił Moje miłosierdzie – pod takim hasłem w dniach 1-3 kwietnia 2022 roku odbył się I Narodowy Zjazd Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum” we Włoszech. Spotkanie zostało zorganizowane przez o. Attilio Gueli OFMCap przy współpracy ze świeckimi członkami stowarzyszenia „Faustinum”. W Zjeździe wzięło udział 50 wolontariuszy i członków „Faustinum”, w tym 4 kapłanów. Na spotkanie do włoskiego Loreto przyjechali oni z różnych stron kraju, a także 1 osoba z Luksemburga. Byli to apostołowie Bożego Miłosierdzia z grup formacyjnych „Faustinum” m.in. z Bari, Mediolanu, Turynu, Varese, a także ci, którzy podejmują formację indywidualną. Pomysł, by zorganizować spotkanie w tym trudnym czasie pandemii – dzieliła się swoimi wrażeniami Cecylia z Varese – skłonił mnie do zastanowienia się nad tym, jak ważne są momenty modlitwy i medytacji. Jestem głęboko szczęśliwa, że mogłam przeżyć ten czas dzięki Jezusowi we wspólnocie z innymi apostołami Bożego Miłosierdzia i razem z siostrami, które przekazały nam przesłanie dane przez Boga św. Siostrze Faustynie. Cieszę się, że miałam możliwość doświadczyć obecności Pana, słuchając Jego słowa, by wiedzieć, którą drogą mam iść w swoim życiu.
Narodowy Zjazd „Faustinum” to pierwsze tego typu spotkanie we Włoszech, długo wyczekiwane, gdyż pandemia nie pozwoliła na organizację tego wydarzenia w poprzednich dwóch latach. Było ono okazją do wzajemnego poznania się i wymiany doświadczeń. Większość uczestników po raz pierwszy miała też możliwość poznać osobiście siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia. Było to dla nich bardzo cenne doświadczenie, poprzez które – jak sami mówili – odczuwali obecność samej św. Siostry Faustyny. Konferencje formacyjne głosiły s. M. Wincenta Mąka, odpowiedzialna za formację Apostołów Bożego Miłosierdzia przy klasztorze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Rzymie, oraz s. M. Emanuela Gemza z klasztoru w Krakowie-Łagiewnikach, odpowiedzialna za formację „Faustinum” w języku włoskim. Podczas Zjazdu uczestnicy mieli też okazję wysłuchać świadectwa Giovanny Boschetto, która opowiedziała historię swojego brata Luciano, cudownie uzdrowionego przez św. Siostrę Faustynę. Nawiedzili też Sanktuarium Santa Casa w Loretto.
Przeżyłem z żoną wspaniały czas zarówno pod względem miejsca, w którym odbył się Zjazd „Faustinum”, jak i miłości, jaką tam otrzymałem w atmosferze szczerego braterstwa – mówił Ambrogio, wolontariusz „Faustinum”, Potenza. Świadomość, że żyję we wspólnocie światowej, napełnia moje serce pokorą i odwagą do dalszego życia z miłością w rodzinie, pracy i społeczeństwie, w obecności Jezusa Miłosiernego. Był to rzeczywiście czas pełen radości i entuzjazmu, który przyniósł doświadczenie jedności i wspólnoty apostołom Bożego Miłosierdzia rozsianym po całych Włoszech. Podczas spotkania każdy z nich mógł opowiedzieć o tym, jak podejmuje misję św. Siostry Faustyny w swoim środowisku, jak głosi orędzie o Bożym miłosierdziu. Był też czas na pytania skierowane do sióstr, a dotyczące formacji, życia charyzmatem Miłosierdzia oraz rozwoju stowarzyszenia „Faustinum” we Włoszech. (…)
s. M. Emanuela Gemza ISMM
CO TY WIDZISZ W RZECZYWISTOŚCI,
DUSZE WIDZĄ PRZEZ WIARĘ
Przeglądając „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny, odkryjemy niezwykłe bogactwo tekstów o Eucharystii. Refleksję na ten temat proponuję rozpocząć od słów, które zapisała pod numerem 914: Poznamy kiedyś, co Bóg czyni dla nas w każdej Mszy świętej i jaki w niej dla nas gotuje dar. Jego Boska miłość tylko na taki dar zdobyć się mogła. O Jezu, Jezu mój, jak wielkim bólem przeniknięta jest dusza moja, widząc tryskający zdrój żywota z taką słodyczą i mocą dla każdej duszy. A jednak widzę dusze zwiędniałe i usychające z własnej winy. O Jezu mój, spraw, niech moc miłosierdzia ogarnie te dusze (Dz. 914).
Siostra Faustyna była głęboko przekonana o wielkości daru, jaki otrzymujemy w każdej Mszy św, ale Bóg dał jej również zobaczyć, że wielu ludzi, choć są tak blisko tego daru, nie umieją z niego skorzystać, nie umieją z niego zaczerpnąć i jak to określiła: więdną i usychają. Spróbujmy to sobie wyobrazić. Jak to jest: być przy źródle i usychać z pragnienia? Można być na Mszy św. i nie wykorzystać tego daru. Można przychodzić do Kościoła na niedzielną Eucharystię, nawet bardzo regularnie, i nie spotkać Boga. Można być tuż obok i nigdy nie odkryć, że jest się uczestnikiem – powiedzmy wprost – największego cudu świata. Pewnie wielu ma takie doświadczenia, że jest na Mszy św., ale tylko ciałem, bo serce jest gdzie indziej, przy osobistych problemach, troskach, cierpieniach, przy tym, co jeszcze jest do zrobienia, co do przemyślenia, do podjęcia? Wielu ma takie doświadczenie. Wielu z bólem stwierdza, że jest mu trudno uczestniczyć we Mszy św., że chce być z Bogiem, ale nie potrafi wyjść Mu na spotkanie.
W tych trudnościach pomaga św. Siostra Faustyna, która przez swe mistyczne przeżycia odsłania tę niezwykłą rzeczywistość, jakiej można doświadczać w każdej Eucharystii. W swoim „Dzienniczku” dzieli się niezwykłym świadectwem swoich spotkań z Jezusem w Eucharystii. Ona czuła bliskość Jezusa, widziała Go, słyszała Jego głos, rozmawiała z Nim twarzą w twarz. W czasie Mszy św. – zanotowała – pogrążyłam się bezwiednie w nieskończonym majestacie Bożym. Cały ogrom miłości Bożej zalewał mi duszę; w tym szczególnym momencie poznałam, jak wielce się Bóg uniżył dla mnie, ten Pan nad pany – A cóż jestem ja, nędzna, że obcujesz tak ze mną? (Dz. 870). W innym miejscu zapisała: Często w czasie Mszy św. widzę Pana w duszy, czuję Jego obecność, która mnie na wskroś przenika. Odczuwam Jego Boskie spojrzenie, rozmawiam z Nim wiele bez słowa mówienia, wiem, czego pragnie Jego Boskie Serce, i zawsze pełnię to, co Jemu się lepiej podoba. Kocham do szaleństwa i czuję, że jestem kochana przez Boga. W tych chwilach, kiedy się spotykam w głębi wnętrzności z Bogiem, czuję się tak szczęśliwa, że nie umiem tego wypowiedzieć (Dz. 411). Zanotowała też słowa Jezusa, które usłyszała po Komunii św.: Takich dusz jak twoja szukam i pragnę, ale mało ich jest; twoja wielka ufność ku mnie, zniewala mnie do ustawicznego udzielania ci łask. (…) Nie zniosłabyś ogromu miłości mojej, jaką mam ku tobie, gdybym ci tu na ziemi odsłonił w całej pełni; często uchylam rąbka zasłony dla ciebie, ale wiedz, że to jest tylko wyjątkową łaską moją. Miłość i miłosierdzie moje nie zna granic (Dz. 718).
Zachwycające jest to świadectwo Siostry Faustyny. Ono pozwala bowiem zobaczyć bliskość Boga w Eucharystii i Jego przeogromną miłość, czułość, Jego tęsknotę za spotkaniem z człowiekiem, za udzielaniem mu łask. Ktoś jednak może powiedzieć: dobrze, ale to jest doświadczenie Faustyny, łaska tylko dla niej. Z pewnością tak było, jest to prawda. Ale pewnego dnia Jezus powiedział do Faustyny: Co ty widzisz w rzeczywistości, dusze widzą przez wiarę. O, jak bardzo mi jest miła ich wielka wiara… abym mógł działać w duszy, dusza musi mieć wiarę (Dz. 1420). Faustyna miała tę łaskę, że mogła spotykać Jezusa twarzą w twarz. Mogła Go zobaczyć i usłyszeć. Ale ta sama rzeczywistość jest dostępna dla nas przez wiarę. Jeśli mamy wiarę, możemy w Eucharystii zobaczyć Jezusa. (…)
s. M. Eliana Chmielewska ISMM
W BLASKU MIŁOSIERDZIA 
Czy wiara w miłosierdzie Boże oznacza, że „wszystko jedno jak żyję, bo i tak Bóg mnie kocha”?
Jest taka znana piosenka: „Bóg kocha mnie takiego, jakim jestem”. Z pewnością te słowa bardzo dobrze pomagają w formacji chrześcijańskiej, gdyż uczą, że na miłość Boga się nie zasługuje, bo Bóg kocha wszystkich bez wyjątku. Jest to miłość nie za coś, ale pomimo czegoś; miłość, jaką ma kochający Stwórca do swojego stworzenia tylko dlatego, że to jest Jego dziecko.
Czy takie myślenie – samo w sobie słuszne co do przekonania o bezwarunkowej miłości Boga do człowieka – oznacza, że Bóg nie stawia żadnych wymagań i nie ma potrzeby czynić wysiłków nawrócenia? Bywa bowiem, że w niejednej głowie pojawia się taki wniosek: Skoro Bóg mnie kocha, i to takiego, jakim jestem, to znaczy, że podoba Mu się to, jakim jestem i nie ma za bardzo pretensji o to, co i jak robię, bo przecież nie jest małostkowy; a jeśli nawet Mu się coś nie podoba, to i tak mi wybaczy (zob. Rz, 6, 1).
Życie duchowe zawsze potrzebuje budowania właściwego obrazu Boga i człowieka, a tym samym oczyszczania świadomości z tego wszystkiego, co jest jakimś zafałszowaniem. Przyjrzyjmy się, jaki obraz miłości Boga – i tym samym wskazówka dla postępowania człowieka – wyłania się z lektury Pisma Świętego i „Dzienniczka” św. Faustyny.
Co Jezus mówi o dobroci Boga?
Nauczanie Jezusa jest zawsze ukazywaniem nieskończonej miłości Boga do każdego człowieka. O swoim Ojcu mówi, że On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5, 45). Te słowa pomagają w odpieraniu zarzutów, traktujących Boga jedynie jako surowego sędziego, który miałby kochać tylko dobrze czyniących, a na grzeszników nawet nie chciałby spojrzeć. To oszustwo jest wielkim zagrożeniem, dlatego Chrystus także Siostrze Faustynie przekazywał na wiele sposobów prawdę o miłości Boga. Kazał jej zapisać: I szatani wielbią sprawiedliwość Moją, ale nie wierzą w dobroć Moją (Dz. 300).
Na drugim biegunie fałszywego myślenia o Bogu jest Jego obraz jako dobrotliwego staruszka z siwą brodą, który filuternie przymruża oko i daje swojemu stworzeniu możliwość czynienia wszystkiego, czego dusza zapragnie. To przekonanie karmi się pozytywnym spojrzeniem na ludzką naturę, właśnie jako pochodzącą od Stwórcy, której zatem wystarczy nie przeszkadzać i pomagać w realizacji tego, co odpowiada zmysłom. Takie rozumienie rzeczywistości prowadzi na przykład do postawy tak częstej dzisiaj wśród młodych ludzi, którzy podejmują współżycie pozamałżeńskie w imię zasady: skoro się kochamy, to dlaczego miałoby to być złe? Warto w tym miejscu odwołać się do Katechizmu Kościoła Katolickiego, który przestrzega: Nieuwzględnienie tego, że człowiek ma naturę zranioną, skłonną do zła, jest powodem wielkich błędów w dziedzinie wychowania, polityki, działalności społecznej i obyczajów (407). (…)
ks. Wojciech Rebeta
SPOTKANIA Z PIELGRZYMAMI
Halina Styła, człowiek Stowarzyszenia Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum”, mieszka w Krakowie i pracuje w domowym hospicjum jako koordynator.
Nigdy przez Boga nie zostałam zawiedziona
Jest Pani osobą, która bardzo często modli się przed cudownym obrazem Jezusa Miłosiernego i przy grobie św. Faustyny.
Rzeczywiście, bywam w tym Sanktuarium bardzo często nie tylko na Eucharystii Odkąd zostałam wolontariuszem, a potem członkiem stowarzyszenia „Faustinum”, uczestniczę w tym miejscu w spotkaniach formacyjnych, dniach skipienia, rekolekcjach czy innych wydarzeniach, które tutaj się odbywają. Jestem też na osobistej modlitwie, bo jest to dla mnie miejsce wyjątkowe. Sprawdzają się w moim życiu słowa św. Jana Pawła II, który powiedział, że tutaj ludzie doświadczają obecności Boga i Jego łaski.
W jaki sposób doświadczyła Pani łaski Bożego miłosierdzia?
Dziś mam 54 lata, jestem szczęśliwą żoną, mamą dorosłej córki i babcią czworga ukochanych wnucząt (3, 6, 10, 12 lat). Łaska, której doznałam, była bardzo szczególna, bo bez niej moje „dziś” by nie istniało. Choć było to wiele lat temu, wspomnienia wciąż są żywe. Jako dziecko dużo chorowałam. Kiedy wkroczyłam w dorosłe życie, myślałam, że w końcu z tego wyrosłam. Wyszłam za mąż, pojawiło się bardzo upragnione dzieciątko, a w niespełna trzy miesiące później usłyszałam diagnozę: guz jajnika. Nie mogłam w to uwierzyć! Marzyłam o szczęśliwej rodzinie, o dzieciach i kiedy te marzenia zaczęły się realizować, jakby wszystko runęło. Dostałam pilne skierowanie do szpitala, bo stan był ostry i przyszło mi się zmierzyć z ogromnym lękiem, czy z tego wyjdę i wizją nagłego rozstania z dzieckiem, które karmiłam piersią i które tak bardzo kochałam!
Lekarz zadał mi jednak pytanie, czy chcę być operowana od razu (była noc, a ból trochę się uspokoił) czy wolę powrócić do domu i rano się pojawić w szpitalu. Bez wahania wybrałam to drugie. I to był błąd, bo po porannej konsultacji profesorskiej – na której usłyszałam: Wygląda to na rakowe – nie pojawiłam się w wyznaczonym terminie na zabieg. Wizja śmierci – bo taką miałam – tak bardzo mnie przerażała, że zamiast dać się zoperować, zaczęłam szukać pomocy u innych lekarzy. I znalazłam, tylko że nie była to pomoc trafiona. Bardzo wówczas droga terapia hormonalna, nie dość że nie przyniosła oczekiwanych efektów, sprawiła, że guz się powiększył, ból stawał się co raz silniejszy i już nie było wyjścia. Dramat tak naprawdę się zaczął, kiedy w dziewiątej dobie po zabiegu dowiedziałam się, że tylko mnie otworzyli, bo zmiana była tak rozległa i nie dało się operować. To był najtragiczniejszy moment w moim krótkim jeszcze życiu – miałam wtedy 21 lat. Myśl o osieroceniu dziecka, pozostawieniu męża, bólu, jaki będą przeżywali najbliżsi, rozdzierała moje serce. Wysłano mnie wówczas do Instytutu Onkologii, a tam po konsultacjach wielu lekarzy zdecydowano o ponownym zabiegu.
Z jednej strony to była jakaś nadzieja, ale lekarze nie ukrywali, że szanse na wyleczenie są marne – i to był moment jakiegoś zwrotu w moim życiu. Uświadomiłam sobie, jak bardzo przez ten czas oddaliłam się od Boga i bardzo tego pożałowałam. Zapragnęłam spowiedzi z całego życia, zaczęłam się więcej modlić. Mieszkałam bardzo blisko Łagiewnik, znałam obraz Pana Jezusa, ale pierwszy raz popatrzyłam Mu w oczy. Do szpitala poszłam spokojniejsza. Operacja była trudna, a dla mnie wyczerpująca. Czas oczekiwania na wynik histopatologiczny byłby nie do zniesienia, gdyby nie Pismo Święte, choć nigdy wcześniej nie należało do mojej lektury… Kurczowo uchwyciłam się dwóch fragmentów: o kobiecie cierpiącej na krwotok i o wierze jak ziarnko gorczycy. Bardzo zaufałam!
Lekarz, kiedy spotkał się ze mną na omówienie wyniku, powiedział: Nie powinienem tego mówić, bo nigdy nie jesteśmy pewni na sto procent, ale od 15 lat operuję i wiem, jak wygląda rak. Nie dawaliśmy pani żadnych szans. Stał się cud! Materiał badało czterech histopatologów i nie znaleźli komórek rakowych. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu! (…)
Za rozmowę dziękuje s. M. Faustia Szabová ISMM
ŚWIADECTWA
Niech mi ktoś powie, że nie ma Boga
Po latach obrażenia się na Boga nawróciłem się. A było to tak: gdy byłem bez pracy, pewna osoba poprosiła mnie o opiekę w chorobie. Trochę pomogłem, ale po pewnym czasie miałem dosyć i zamiast pomocy upiłem się. Dowiedziałem się wtedy, że jestem nieodpowiedzialny, dlatego że nie zaopiekowałem się tą osobą tak, jak ona chciała, że było to jej bardzo potrzebne, a ja zawiodłem. Wtedy coś we mnie pękło. Po około 30 latach nieobecności w kościele wszedłem spóźniony na Mszę i usłyszałem czytanie o swoim patronie, św. Janie Chrzcicielu! Po 30 latach nieobecności w kościele, rozumiecie to? Trzy dni później przemogłem się i poszedłem do spowiedzi. Jako pokutę dostałem do zmówienia Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Od tego dnia Koronkę odmawiam codziennie. Od tego dnia nie wypiłem nawet piwa, codziennie czytam modlitewnie Pismo Święte, codziennie chodzę na Mszę Świętą i przyjmuję Komunię, a potem przyjąłem szkaplerz karmelitański. Spowiedź i Koronka, przyjęcie szkaplerza, Msze Święte i Komunia, i czytanie Pisma Świętego, i wiele innych łask, za które codziennie Bogu dziękuję z pokorą. Chociaż od 1,5 roku byłem bez pracy i tak się opłacało. Zyskałem więcej, bo wiarę. Niech mi ktoś powie, że Boga nie ma i cudów nie ma! Byle tylko wytrwać do końca!
Jan
Przebaczenie
Chciałbym podzielić się krótkim świadectwem doświadczenia miłosierdzia Bożego przez codzienne odmawianie Koronki. Dzięki niej Bóg pomógł pojednać mi się z pewną osobą, do której miałem żal i wielkie pretensje i nie wyobrażałem sobie, że mogę wybaczyć tej osobie; czułem wielką złość do niej. Byłem w kropce, bo z jednej strony byłem w stanie grzechu ciężkiego i potrzebowałem iść do spowiedzi (bardzo, bardzo), a z drugiej strony wiedziałem, że dopóki nie przebaczę tej osobie, Bóg nie przebaczy mi moich grzechów, więc nie ma sensu iść do spowiedzi. Bardzo mnie to męczyło, więc modliłem się na Koronce o łaskę przebaczenia i o to, żeby Jezus wchodził w tę relację i ją uzdrawiał.
I pewnego dnia rano, kiedy się obudziłem, zniknął cały gniew, jaki czułem do tej osoby, a zamiast niego zagościł pokój w sercu. Było to tym bardziej niespodziewane, że jeszcze dnia poprzedniego tak się zatraciłem w tym gniewie, że przysięgłem sobie, że nigdy tej osobie tego nie przepuszczę bez względu na to, co się ma dziać. Jednak Koronkę wieczorem odmówiłem.
Chcę podziękować Jezusowi za to, że przemienia moje serce, za wielkie Jego miłosierdzie nade mną, biedaczkiem. Bez Niego nie byłbym zdolny do żadnego dobra w moim życiu. Szczerze wszystkim pragnę polecać codzienne odmawianie tej Koronki, która naprawdę przemienia serce, a jeśli ktoś nie jest z jakichkolwiek powodów w stanie odmówić Koronki, to chociaż niech odmawia krótki akt strzelisty w ciągu dnia, który Jezus podyktował św. Siostrze Faustynie: „O Krwi i Wodo, któraś wypłynęła z najświętszego Serca Jezusowego jako zdrój miłosierdzia dla nas, ufam Tobie”, on też może zdziałać cuda w naszym życiu, jeśli z ufnością będziemy go odmawiać. Sprawdziłem na sobie. Chwała Panu!
Łukasz
(…)