W przededniu najciężej próby, jaką Pan Bóg postanowił zesłać na nasz naród, odkąd niemal dziesięć wieków temu wezwał nas na swą służbę, podobało się Mu dać nam szczególny dowód swego miłosierdzia w postaci wezwania, abyśmy z wciąż wzrastającą ufnością się do Niego zwracali. Użył On do tego skromnej dzieweczki polskiej Heleny Kowalskiej – w zakonie s. Marii Faustyny ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – która spędziwszy zaledwie 33 lata na tej ziemi przeszła do lepszego życia w dniu 5 października 1938 roku, pozostawiając po sobie wspomnienie jednej z tych dusz uprzywilejowanych przez Boga szczególnymi łaskami. Myślą przewodnią wszystkich komunikacji wewnętrznych, jakich doznawała od Chrystusa Pana, była tajemnica miłosierdzia Bożego i obowiązek z naszej strony, aby Mu całą pełnią nadziei na nie odpowiedzieć. Piękny obraz Pana Jezusa wychodzącego niejako naprzeciw nas i otwierającego przed nami swą pierś, z której wytryskują promienie Jego łask, ma nam uzmysłowić tajemnicę miłosierdzia Bożego, której Jezus jest wiecznym i nieustającym uosobieniem, a różne modlitwy i wezwania, ułożone z Bożego natchnienia przez s. M. Faustynę, mają pobudzać dusze do tej ufności bez granic, której szerzeniu wśród nas świątobliwa zakonnica poświęciła swe życie.
Dzieło, do którego Bóg ją powołał, ciche i ukryte za jej życia, zaczyna się coraz bardziej rozrastać i poruszać dusze, krzepiąc je w chwilach najcięższych doświadczeń Bożych, których nikomu nie brak w ostatnich latach. I nic w tym dziwnego, nie znajdujemy w nim bowiem nic, co by nie wytryskało z najczystszych źródeł Objawienia chrześcijańskiego, co by nie odpowiadało najprawowierniejszym tradycjom wiary i moralności chrześcijańskiej. Możemy przeto wezwania Siostry Faustyny przyjąć do naszych dusz i dać im pełny oddźwięk, bo wszystko w nich brzmi czystą nutą nauki ewangelicznej.
o. Jacek Woroniecki OP, „Tajemnica miłosierdzia Bożego”, Kraków 1943
* * *
Sądzę, że między tym grobem (Sługi Bożej Siostry Faustyny w Łagiewnikach), a Rzymem jest jakiś przedziwny pomost, jest jakaś przedziwna więź. Czy mi wolno powiedzieć? Usłyszeliśmy słowa Ojca Świętego, które zaskoczyły: „Od pierwszej chwili, gdy zostałem wybrany papieżem, wiedziałem, że muszę napisać encyklikę o miłosierdziu Bożym. Pierwsza „Redemptor hominis” – „Odkupiciel świata”, była jakby wstępem, jakby przejściem”. Czy nie ma pomostu? Czy nie ma więzi między tym Biskupem Krakowa, a dziś Biskupem Rzymu, wikariuszem Jezusa Chrystusa, a tą pokorną Zakonnicą, jej życiem, jej świętością i tym wszystkim, co jej Jezus Miłosierny objawił?
bp Kazimierz Majdański
Kraków-Łagiewniki, 5 października 1985
* * *
Fenomen Siostry Faustyny stawia ją w szeregu świętych o znaczeniu uniwersalnym. Nie należy się dziwić, że właśnie Siostra Faustyna zyskuje sobie ogromną popularność w krajach poza Polską (…). Orędzie Miłosierdzia, jakie idzie przez świat od Siostry Faustyny, wydaje się być najgłębszym zapotrzebowaniem naszych czasów.
prymas Polski, kard. Józef Glemp, Warszawa 1993
* * *
Święta Faustyna odkrywała pełnię miłosierdzia Bożego
Wielkie inicjatywy miłosierdzia i powstałe stąd dzieła charytatywne nie wyczerpały wszystkich treści, jakie objawia Bóg bogaty w miłosierdzie. O ile praca charytatywna odnosi się zasadniczo do pomocy w słabościach cielesnych, o tyle miłosierdzie odkrywane przez św. Faustynę odnosi się przede wszystkim do cierpień i choroby duszy. Św. Faustyna ostrzega dusze dotknięte paraliżem, zaspane, okaleczone, będące w agonii, napełniane rozpaczą albo staczające się na potępienie, dlatego że nie zaznały ciepła Serca Bożego. Dusze potrzebują wsparcia innych, aby doszły do zaufania Chrystusowi i mogły szczerze powiedzieć „Jezu, ufam Tobie”. Miłosierdzie praktykowane przez ludzi ma zachęcić dusze zagrożone do całkowitego zaufania Chrystusowi. Ujawnienie tej prawdy Siostra Faustyna okupiła wielkim cierpieniem. Cierpienia przychodziły od najbliższych. Dziś nie dziwimy się temu, owszem, uznajemy, że te cierpienia, jak przy rodzeniu nowego bytu, były potrzebne, by narodziło się lekarstwo na chorobę współczesną, którą dotknięci są ludzie po przeżyciach jednej i drugiej wojny światowej, po szatańskich przejawach nienawiści ukazanej na przykładzie obozów zagłady i innej pogardy dla człowieka. Siostra Faustyna cierpiała z tego powodu, że z nakazem Chrystusa nie mogła się przebić do świata najbliższego, do współsióstr i do hierarchii. Cierpienie potęgowało poczucie własnej słabości i niezaradności. To spowodowało u niej okresowe oziębienia, utratę zapału, narastające stany zwątpienia. Ponieważ Bóg chciał, aby siostra Faustyna opowiedziała światu o Miłosierdziu, stąd też Opatrzność Boża znalazła sposoby do publicznego zaprezentowania prawdy o Miłosierdziu Bożym.
prymas Polski, kard. Józef Glemp, Białystok , 28 września 2008
wystąpienie w czasie beatyfikacji Michała Sopoćki
* * *
Uczennica w szkole miłosierdzia [Siostra Faustyna] miała z daru Bożego duchowe siły giganta. Stała się więc szerzycielką, apostołką Miłosierdzia Bożego, a jej wyłącznym sposobem bycia stało się życie dla bliźnich: „Imię moje ma być ofiara”. Ten związek nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego ze stanowczym wymogiem etycznym miłości bliźniego Siostra Faustyna urzeczywistniła w swoim własnym życiu, i to tak wymownie, że nasz zwrot ku niej, skierowuje nas i prowadzi do Jezusa Miłosiernego.
kard. Franciszek Macharski, metropolita krakowski
Nabożeństwo dziękczynne w Bazylice św. Jana na Luteranie,
19 kwietnia 1993
* * *
Na naszej drodze do Jubileuszu dwutysiąclecia od czasu, gdy „Słowo stało się ciałem”, przychodzi już teraz myśl, czy nie trzeba coś zrobić, żeby było dla nas i dla następnych pokoleń mocnym znakiem, żeśmy nie przespali czasu nawiedzenia przez łaskę (…). Od wielu lat mam silne przekonanie, że tym znakiem powinna być nasza odpowiedź na miłosierdzie Boże! Opatrznościowa miłość Boga sprawiła, że w Krakowie w Łagiewnikach żyła i 60 lat temu umarła bł. Siostra Faustyna, apostołka Bożego Miłosierdzia. Dziś wizerunek Chrystusa z napisem: „Jezu, ufam Tobie” znany jest na całym świecie – mówi o tym nieraz Ojciec Święty. A z wszystkich kontynentów ludzie pielgrzymują do Łagiewnik jak do największych sanktuariów i mówią często: tu jest stolica Miłosierdzia Bożego. A więc, czy nie trzeba przyjąć tego daru? Czy nie trzeba z naszej troski o losy czci dla Miłosierdzia Bożego i Jego sanktuarium w Łagiewnikach uczynić świadectwa wobec Boga i ludzi, żeśmy naprawdę „wzięli do siebie” Chrystusa – narodzonego i ukrzyżo- wanego Odkupiciela człowieka.
kard. Franciszek Macharski
List pasterski na Adwent 1998
* * *
Pełne przesłanie Siostry Faustyny, pokornej zakonnicy ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, zarówno bowiem zachęca do uwielbiania Miłosierdzia Bożego przez wzywanie z pełną ufnością, jak i przez praktykowanie miłosierdzia wobec ludzi.
Na całym świecie są dziś znane sposoby wzywania miłosierdzia Bożego przedstawione przez Siostrę Faustynę. Jest to: cześć obrazu Pana Jezusa Miłosiernego, tej ikony, do której należy modlitewne wyznanie: Jezu, ufam Tobie, świętowanie Miłosierdzia Bożego w II Niedzielę Wielkanocną, Koronka do Miłosierdzia Bożego i modlitwa w Godzinie Miłosierdzia, którą jest czas konania Pana Jezusa.
Na całym świecie znane są także te dwa warunki autentycznego nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. Są nimi: nieustanna ufność Miłosierdziu Bożemu i praktykowanie miłosierdzia wobec bliźnich czynem, słowem, modlitwą. Siostra Faustyna przekazuje nam naprawdę Chrystusowe wezwanie: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5, 7).
Boże dary – także dar kanonizacji Siostry Faustyny – mają nas nawrócić na miłosierdzie. Tylko taki może je głosić, przekazywać, być Jego apostołem, kto sam się stał miłosierny w myślach, mowie, czynach, w sw0im sposobie życia. Wtedy on głosi to, czym sam żyje! Głosi więc, że ufa Panu Jezusowi i że sam buduje swoje życie na praktyce miłosierdzia wobec ludzi. A dotyczy to wezwanie każdego, bez względu na to, jakie jest jego miejsce w Kościele: katolika świeckiego, kapłana, zakonników i zakonnic.
kard. Franciszek Macharski
„Orędzie Miłosierdzia” 35(2000), s. 6.
* * *
Kieruję wzrok ku krakowskim Łagiewnikom. Stamtąd rozeszło się na cały świat orędzie miłosierdzia Bożego przez posłannictwo św. Siostry Faustyny, której setną rocznicę chrztu właśnie dzisiaj wspominamy. Głoszenie tego orędzia jest wielkim przywilejem Krakowa, jego pasterza, a zarazem zadaniem, które z pokorą podejmuję.
abp Stanisław Dziwisz, 27 sierpnia 2005
* * *
Kluczem do zrozumienia osobowości i posłannictwa błogosławionego Michała Sopoćki jest fakt, że po prostu całym swoim życiem „opiewał miłosierdzie Pańskie”. Stał się sługą tego miłosierdzia. Dokonało się to w sposób szczególny w chwili, gdy w kręgu jego kapłańskiej posługi znalazła się Siostra Faustyna Kowalska ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Jak się później pokazało, był to przełomowy moment w jego życiu. Potrzeba było mądrości, duchowej wrażliwości i świętości życia księdza Michała, by w wizjach prostej Siostry rozpoznać Boże przesłanie skierowane do całego świata.
kard. Stanisław Dziwisz, 28 września 2008
homilia w czasie beatyfikacji Michała Sopoćki
* * *
„Nam się wydawało, że całe chrześcijaństwo mamy już za sobą, że nic nas nie zaskoczy, a tak naprawdę w świetle „Dzienniczka” [Siostry Faustyny] trzeba nam nowych odczytań Ewangelii, nowych badań i przemyśleń, całe rozumienie, czym jest i czym może być chrześcijaństwo, jest dopiero przed nami”.
ks. prof. Józef Tischner
Grzegorz Nurek, „Widzę to jasno”,
w: „Dziennik Polski” 18-19 kwietnia 2009, s. D1, D3.
Ojciec Święty Jan Paweł II, jeszcze jako pracownik Solvayu przychodził do kaplicy Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach i na grób Siostry Faustyny, potem jako kapłan celebrował uroczyste nabożeństwa ku czci Miłosierdzia Bożego, jako biskup Krakowa przeprowadził proces diecezjalny o życiu i cnotach Siostry Faustyny, zezwolił na przeniesienie jej doczesnych szczątków do kaplicy, starał się w Rzymie o rewizję Notyfikacji zabraniającej szerzenia kultu Miłosierdzia Bożego w formach przez nią przekazanych. Jako papież beatyfikował i kanonizował Siostrę Faustynę, a orędzie Miłosierdzia przekazał Kościołowi na trzecie tysiąclecie wiary. Dwukrotnie w papieskich pielgrzymkach nawiedził łagiewnickie Sanktuarium i wielokrotnie mówił o niej lub zwracał się do niej w modlitwie. Tutaj przytoczymy niektóre z tych wypowiedzi.
* * *
Od samego początku mojej posługi Piotrowej w Rzymie uważałem, że głoszenie tego orędzia [o Bożym miłosierdziu] to moje szczególne zadanie. Wyznaczyła mi je Opatrzność w dzisiejszej sytuacji człowieka, Kościoła i świata. Rzec by można, że to właśnie ta sytuacja wyznaczyła mi to orędzie jako moje zadanie przed Bogiem.
Collevalenza, 22 listopada 1981
z okazji pierwszej rocznicy encykliki „Dives in Misericordia”
* * *
Słowa z encykliki o miłosierdziu Bożym (Dives in misericordia) są nam szczególnie bliskie. Przypominają one postać służebnicy Bożej siostry Faustyny Kowalskiej. Ta prosta zakonnica w sposób szczególny przybliżyła Polsce, a także światu, paschalne orędzie Chrystusa Miłosiernego. Było to w okresie przed II wojną światową z wszystkimi jej okrucieństwami. Naprzeciw całej zorganizowanej pogardy wobec człowieka orędzie Chrystusa umęczonego i zmartwychwstałego stawało się dla tylu ludzi w Polsce, a także daleko poza jej granicami, nawet na innych kontynentach, źródłem nadziei i siłą przetrwania.
Audiencja generalna, 10 kwietnia 1991
* * *
Trzeba pamiętać o Siostrze Faustynie. Posłannictwo Miłosierdzia Bożego miało swój czas, był to czas straszliwej II wojny światowej, straszliwej pod wielu względami, była to jakaś ostateczna eskalacja zła na naszym kontynencie. Na ten czas Bóg przygotował posłannictwo Bożego Miłosierdzia, którego świadkiem, rzecznikiem stała się ta prosta córka polskiej ziemi.
Płock, 7 czerwca 1991
* * *
Słowa pozdrowienia kieruje również do sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia i do licznych czcicieli Bożego Miłosierdzia, przybyłych do Rzymu z wielu regionów Włoch, aby uczestniczyć w beatyfikacji siostry Faustyny Kowalskiej. Dzień wczorajszy był dla was wszystkich wielkim świętem.
Moi drodzy, bądźcie apostołami – w słowie i czynie – tej Bożej miłosiernej miłości, objawionej do końca w Jezusie Chrystusie. Tajemnica ta stanowi w pewnym sensie dla wszystkich źródło życia innego niż to, jakie może zbudować człowiek własnymi siłami (DiM, 14). Niech ta tajemnica będzie dla każdego z was natchnieniem i siłą do czynienia Bożego miłosierdzia w konkretnych sytuacjach waszego życia. W imię tej tajemnicy Chrystus uczy nas, że mamy zawsze przebaczać i miłować się nawzajem, tak jak On nas umiłował. Niech Bóg „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2, 4) błogosławi wam i niech uczyni owocną wasza apostolską posługę.
Skoro znów mowa o św. Faustynie, pragnę wyrazić jeszcze jedno życzenie – aby te słowa: „Jezu, ufam Tobie!”, widoczne na tylu obrazach, stały się jasnym drogowskazem dla ludzkich serc, również w przyszłości, przy końcu tego stulecia i tysiąclecia, a także w następnych. „Jezu, ufam Tobie!” Nie ma takiej ciemności, w której człowiek musi się zgubić. Jeśli tylko zaufa Jezusowi, zawsze odnajdzie światło.
Watykan, 19 kwietnia 1993
* * *
Przemówił do nas Bóg przez bogactwo duchowe bł. Siostry Faustyny Kowalskiej. Zostawiła ona światu wielkie orędzie Bożego Miłosierdzia oraz zachętę do całkowitego zawierzenia Stwórcy. Bóg dał jej łaskę szczególną, bo mogła doświadczyć Jego miłosierdzia na drodze przeżyć mistycznych i dzięki szczególnemu darowi modlitwy kontemplacyjnej. Siostro Faustyno, błogosławiona, dziękuję ci, że przypomniałaś światu tę wielką tajemnicę miłosierdzia Bożego. Ową „wstrząsającą tajemnicę”. Niewysłowioną tajemnicę Ojca, której tak bardzo potrzebuje dzisiaj człowiek i cały świat: Wysławiajcie Pana, bo dobry jest, bo na wieki Jego miłosierdzie (por. Ps 107 [106], 1).
Watykan, 19 kwietnia 1993
* * *
W minionym roku została ogłoszona błogosławioną siostra Faustyna Kowalska. Chrystus powołał ją do wielkiego apostolstwa Miłosierdzia w przededniu II wojny światowej. Siostra Faustyna była świadoma wagi orędzia, które Chrystus jej przekazuje, ale jeszcze nie wiedziała, jak szeroko to orędzie pójdzie w świat kilka lat po jej śmierci. Cała ludzkość potrzebuje tego orędzia Bożego Miłosierdzia. Potrzebuje go współczesny świat, zwłaszcza boleśnie doświadczona ziemia Bałkanów. Orędzie Bożego Miłosierdzia jest zarazem wezwaniem do głębszej ufności: Jezu, ufam Tobie! Nie można znaleźć słów bardziej wymownych od tego prostego zwrotu, który przekazała siostra Faustyna. Jezu, ufam Tobie! Nadzieja ta towarzyszyła nam w minionych dniach refleksji i ożywiała naszą świadomość, że pokój na Bałkanach jest możliwy. Spes contra spem! U Boga bowiem wszystko jest możliwe! Możliwe jest zwłaszcza takie nawrócenie ludzkich sumień, które przemienia nienawiść w miłość i wojnę w pokój. Dlatego jeszcze bardziej żywa i ufna staje się nasza modlitwa. Jezu, ufam Tobie!
Watykan, Audiencja generalna, 12 stycznia 1994
* * *
Maryjo, Matko Miłosierdzia! Ty jak nikt inny znasz Serce Twego Boskiego Syna. Napełnij nas synowską ufnością świętych, która ożywiała bł. Faustynę Kowalską, wielką apostołkę Bożego Miłosierdzia naszych czasów. Spójrz z miłością na naszą nędzę, uwolnij nas, o Matko, od pokusy samowystarczalności i zniechęcenia oraz uproś nam obfitość zbawczego Miłosierdzia.
Watykan, Modlitwa Regina Coeli, 10 kwietnia 1994
* * *
Miłosierdzie Boże, jak pomaga nam to zrozumieć doświadczenie mistyczne bł. Faustyny Kowalskiej wyniesionej do chwały ołtarzy dwa lata temu, ukazuje prawdę, że dobro zwycięża zło, życie jest silniejsze od śmierci, miłość Boga jest mocniejsza od grzechu. To wszystko ukazuje się w tajemnicy paschalnej Chrystusa. Tutaj Bóg pokazuje, kim jest naprawdę: Ojcem o czułym sercu, który nie zniechęca się wobec niewdzięczności swoich dzieci i zawsze jest gotowy do przebaczenia.
Watykan, Modlitwa Regina Coeli, 23 kwietnia 1995
* * *
Dokładnie 56 lat temu, 5 października 1938 roku zmarła w Krakowie na Łagiewnikach bł. siostra Faustyna Kowalska, którą Boża Opatrzność wybrała jako apostołkę Miłosierdzia Bożego. Ona wie dobrze, co należy czynić, aby życie zakonne było owocne dla szerzenia i utwierdzania królestwa Bożego w duszach ludzkich. Polecajmy jej obrady obecnego synodu biskupów, aby życie zakonne stało się znów czytelnym świadectwem prawdziwości Ewangelii, a osoby Bogu poświęcone – apostołami żarliwymi nowej ewangelizacji nadchodzącego tysiąclecia. Polecajmy jej też życie rodzinne, wszystkie polskie rodziny, i te tutaj zebrane, i te, które żyją w ojczyźnie, a także na emigracji. Niech stanie się ta przedziwna mistyczna dusza Siostry Faustyny rzecznikiem Miłosierdzia Bożego nie tylko wobec czasów tych, w których żyła, a były to czasy ogromnie ciężkie, chyba najcięższe w tym stuleciu, ale także niech stanie się ta jej błogosławiona dusza pośredniczką łask i miłosierdzia Bożego w stosunku do wszystkich rodzin polskich i na całym świecie przy końcu naszego stulecia.
Watykan, Audiencja generalna, 5 października 1994
* * *
Uczcie się od Siostry Faustyny, (”¦) od tej pokornej i wzorowej Sługi Bożej, jak w każdych okolicznościach być dzieckiem – synem i córką – niebieskiego Ojca, jak pozostać uczniem Słowa Wcielonego oraz narzędziem podatnym na działanie Ducha Ożywiciela i Pocieszyciela. Niech bł. Faustyna wstawia się za każdym z nas i niech nauczy wpatrywać się zawsze w niebiańską wieczność, stawiając Boga – tak jak ona – w centrum własnego życia.
Wilno, 5 września 1993
* * *
Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym (Ps 118 [117], 22). Ten proroczy werset z Psalmu z dzisiejszej liturgii pomaga nam zrozumieć prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa. Wyraża też prawdę o miłosierdziu, które w zmartwychwstaniu się objawiło: miłość odniosła zwycięstwo nad grzechem, a życie nad śmiercią. Ta prawda stanowi poniekąd sama istotę Dobrej Nowiny. I dlatego Chrystus może powiedzieć: Przestań się lękać! Może te słowa powtórzyć do każdego człowieka cierpiącego fizycznie czy duchowo. Może je powtórzyć z całym pokryciem.
Wiedziała o tym w szczególny sposób Siostra Faustyna Kowalska, której beatyfikacja odbyła się przed dwoma laty. Całe jej mistyczne doświadczenie było skoncentrowane wokół tajemnicy Chrystusa Miłosiernego. Można powiedzieć, że doświadczenie to stanowiło jak gdyby szczególny komentarz do słowa Bożego dzisiejszej liturgii. Faustyna nie tylko zapisywała swoje mistyczne doświadczenia, ale także szukała malarza, który by namalował obraz Chrystusa Miłosiernego, tak jak On jej się objawił. Ten obraz, jak i cała postać Siostry Faustyny, jest jeszcze jednym świadectwem tego, co teologowie nazywają condescendentia divina. Bóg się poniekąd dostosowuje do poziomu swoich ludzkich rozmówców. Całe Pismo Święte, a zwłaszcza Ewangelia jest tego potwierdzeniem.
Drodzy bracia i siostry! Przesłanie Siostry Faustyny znajduje się niejako na tej samej linii. Ale czy chodziło tu tylko o nią samą? Czy nie chodziło zarazem o tych wszystkich ludzi, którym przesłanie Faustyny dodawało odwagi w ciężkich doświadczeniach okresu II wojny światowej, obozów koncentracyjnych, eksterminacji i bombardowań? Mistyczne doświadczenie błogosławionej Faustyny Kowalskiej i odniesienie do Chrystusa Miłosiernego są wpisane w ten trudny kontekst dziejów naszego stulecia. I my, jako ludzie tego stulecia, gdy dobiega już ono swojego kresu, pragniemy dzisiaj dziękować za orędzie Miłosierdzia Bożego.
Rzym, kościół Ducha Świętego „in Sassia”, 23 kwietnia 1995
* * *
Wszystkim chciałbym powiedzieć: Miejcie ufność w Panu! Bądźcie apostołami Bożego Miłosierdzia i idąc za zachętą i przykładem błogosławionej Faustyny, troszczcie się o tych, którzy cierpią na ciele, a szczególnie na duchu. Starajcie się, aby wszyscy mogli doświadczyć miłosiernej miłości Pana, który pociesza i napełnia radością.
Rzym, kościół Ducha Świętego „in Sassia”, 23 kwietnia 1995
* * *
Miłosierdzie Boże, jak pomaga nam to zrozumieć doświadczenie mistyczne bł. Faustyny Kowalskiej, wyniesionej do chwały ołtarzy dwa lata temu, ukazuje prawdę, że dobro zwycięża zło, życie jest silniejsze od śmierci, miłość Boga jest mocniejsza od grzechu. To wszystko ukazuje się w tajemnicy paschalnej Chrystusa. Tutaj Bóg pokazuje, kim jest naprawdę: Ojcem o czułym sercu, który nie zniechęca się wobec niewdzięczności swych dzieci i zawsze jest gotowy do przebaczenia.
Watykan, Regina Coeli, 23 kwietnia 1995
* * *
Nic tak nie jest potrzebne człowiekowi, jak miłosierdzie Boże – owa miłość łaskawa, współczująca, wynosząca człowieka ponad jego słabość ku nieskończonym wyżynom świętości Boga. W tym miejscu uświadamiamy to sobie w sposób szczególny. Stąd bowiem wyszło orędzie miłosierdzia Bożego, które sam Chrystus zechciał przekazać naszemu pokoleniu za pośrednictwem błogosławionej Faustyny. A jest to orędzie jasne i czytelne dla każdego. Każdy może tu przyjść, spojrzeć na ten obraz miłosiernego Chrystusa, na Jego Serce promieniujące łaskami, i w głębi duszy usłyszeć to, co słyszała Błogosławiona: Nie lękaj się niczego, Ja jestem zawsze z Tobą (Dz. 613). A jeśli szczerym sercem odpowie „Jezu, ufam Tobie!”, znajdzie ukojenie wszelkich niepokojów i lęków.
Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach, 7 czerwca 1997
* * *
Orędzie miłosierdzia Bożego zawsze było mi bliskie i drogie. Historia jakby wpisała je w tragiczne doświadczenie drugiej wojny światowej. W tych trudnych latach było ono szczególnym oparciem i niewyczerpanym źródłem nadziei nie tylko dla Krakowian, ale dla całego narodu. Było to i moje osobiste doświadczenie, które zabrałem ze sobą na Stolicę Piotrową i które niejako kształtuje obraz tego pontyfikatu. Dziękuję Opatrzności Bożej, że dane mi było osobiście przyczynić się do wypełnienia woli Chrystusa przez ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego. Tu, przy relikwiach błogosławionej Faustyny Kowalskiej, dziękuję też za dar jej beatyfikacji. Nieustannie proszę Boga o miłosierdzie dla nas i świata całego (Koronka).
Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach, 7 czerwca 1997
* * *
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7). Drogie Siostry! Spoczywa na was niezwykłe powołanie. Wybierając spośród was błogosławioną Faustynę, Chrystus uczynił wasze Zgromadzenie stróżem tego miejsca, a równocześnie wezwał do szczególnego apostolstwa Jego miłosierdzia. Proszę was, podejmujcie to dzieło. Dzisiejszy człowiek potrzebuje waszego głoszenia miłosierdzia; potrzebuje waszych dzieł miłosierdzia i potrzebuje waszej modlitwy o miłosierdzie. Nie zaniedbujcie żadnego z tych wymiarów apostolstwa.
Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie-Łagiewnikach, 7 czerwca 1997
* * *
Zachęcam was z całego serca, abyście w środowiskach swego życia i pracy byli apostołami Bożego Miłosierdzia, tak jak bł. Faustyna Kowalska.
Watykan, Regina Coeli, 11 kwietnia 1999
* * *
Przekażcie przyszłym pokoleniom orędzie Bożego Miłosierdzia, które upodobało sobie to miasto, aby objawić się światu. U końca XX wieku świat zdaje się potrzebować tego orędzia bardziej niż kiedykolwiek. Nieście je w nowe czasy jako zaczyn nadziei i rękojmię zbawienia.
Kraków, 15 czerwca 1999
* * *
Na zakończenie tej liturgii, w której radość paschalna łączy się z radością z kanonizacji Siostry Faustyny Kowalskiej, pozdrawiam was wszystkich, zgromadzonych tu z różnych części świata, i serdecznie wam dziękuję. Każdemu życzę z całego serca, aby mógł doświadczyć tego, co Maryja wyraziła w słowach skierowanych kiedyś do św. Faustyny: Jestem nie tylko Królową Niebios, ale także Matką Miłosierdzia i twoją Matką (Dz. 141).
Orędzie Bożego Miłosierdzia i wizerunek Chrystusa miłosiernego, o których mówi nam dzisiaj Siostra Faustyna Kowalska, są wymownym wyrazem ducha Wielkiego Jubileuszu, owocnie i z radością obchodzonego przez cały Kościół. Przybyliście bardzo licznie, aby uczcić nową świętą. Niech jej wstawiennictwo wyjedna obfite dary pokuty, przebaczenia i nowej duchowej żywotności Kościołom w waszych krajach. Niech myśl o Bożym Miłosierdziu wzbudzi w waszych sercach nowe siły, które pozwolą wam podejmować dzieła wiary i solidarności.
Pozdrawiam serdecznie pielgrzymów mówiących po francusku, zwłaszcza tych, którzy uczestniczyli w kanonizacji Siostry Faustyny. Obyście umieli za przykładem nowej świętej zawierzyć całkowicie Bogu i wielbić moc Jego miłosierdzia! Niech odnawiająca moc Chrystusa zmartwychwstałego napełni wasze serca!
Równocześnie obejmuję myślą wszystkich moich rodaków i polecam ich wstawiennictwu św. Siostry Faustyny. W nowym tysiącleciu jej orędzie o Miłosierdziu Boga, który pochyla się nad każdą ludzką biedą, niech będzie dla każdego niewyczerpanym źródłem nadziei i wezwaniem do czynnego okazywania miłosierdzia braciom. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5, 7). Z serca wszystkim błogosławię.
W dniu dzisiejszym łączymy się także z Księdzem Prymasem, Arcybiskupem Gnieźnieńskim i wszystkimi rodakami zgromadzonymi na uroczystości św. Wojciecha w Gnieźnie. „Gaude Mater Poloniae”… Raduj się, Polsko, radujcie się siostry Matki Bożej Miłosierdzia z wyniesienia do chwały świętych naszej Siostry Faustyny.
(…) Opatrzność Boża związała życie św. Siostry Faustyny z Warszawą, Płockiem, Wilnem i Krakowem. Wspominam dziś te miasta, którym nowa święta patronuje, zawierzając ich mieszkańcom szczególną troskę o apostolstwo Bożego Miłosierdzia.
Watykan, Regina Coeli, 30 kwietnia 2000
* * *
Drodzy Bracia i Siostry, dzisiaj, w II Niedzielę Wielkanocną, gdy z radością wpisałem w poczet świętych Siostrę Faustynę Kowalską, apostołkę Bożego Miłosierdzia, wzywam was, byście ufali zawsze w miłosierną miłość Bożą, objawiona nam w Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Osobiste doświadczenie tej miłości niech skłoni każdego z was do czynnego okazywania miłości braciom. Nauczcie się powtarzać piękny akt strzelisty Siostry Faustyny: „Jezu, ufam Tobie!”.
(…) [Do Polaków] Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy zgromadzili się w tym szczególnym dniu na placu Świętego Piotra, aby w wieczornej modlitwie dziękować Bogu za dar kanonizacji Siostry Faustyny. Całym sercem jednoczę się z wami w tym dziękczynieniu.
Niech Niedziela Miłosierdzia Bożego roku 2000 pozostanie na zawsze w waszej pamięci. Proszę Boga, aby to wspomnienie budziło w sercach wszystkich niezachwiana ufność w Jego miłosierdzie i było umocnieniem na drogach trzeciego tysiąclecia. Jezu, ufam Tobie!
Niech Bóg bogaty w miłosierdzie błogosławi wam i waszym bliskim!
Watykan, Modlitwa wieczorna, 30 kwietnia 2000
* * *
Cieszę się bardzo, że mogę dziś zjednoczyć się z wami wszystkimi, drodzy pielgrzymi i czciciele miłosierdzia Bożego, zgromadzeni tu z wielu krajów, aby uroczyście obchodzić pierwszą rocznicę kanonizacji Siostry Faustyny Kowalskiej, która była świadkiem i apostołką miłosiernej miłości Boga. Wyniesienie na ołtarze tej prostej zakonnicy [Siostry Faustyny], córki mojej Ojczyzny, jest darem nie tylko dla Polski, ale dla całej ludzkości. Orędzie, którego była głosicielką, jest bowiem właściwą i przekonującą odpowiedzią, jakiej Bóg zechciał udzielić na pytania i oczekiwania ludzi naszej epoki, naznaczonej przez straszliwe tragedie. Pewnego dnia Jezus powiedział do Siostry Faustyny: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego (Dz. 300). Boże Miłosierdzie! Oto paschalny dar, który Kościół otrzymuje od Chrystusa i ofiarowuje ludzkości u zarania trzeciego tysiąclecia.
Watykan, Msza święta, II Niedziela Wielkanocna, 22 kwietnia 2001
* * *
Serce Chrystusa! Jego „Najświętsze Serce” dało ludziom wszystko: odkupienie, zbawienie, uświęcenie. Święta Faustyna Kowalska ujrzała, że z tego Serca przepełnionego dobrocią wychodzą dwie smugi światła, które rozjaśnia świat. Te dwa promienie – jak wyjaśnił jej sam Jezus – oznaczają krew i wodę (Dz. 299). Krew wskazuje ofiarę Golgoty i tajemnicę Eucharystii; woda – zgodnie z bogatą symboliką ewangelisty Jana – przywodzi na myśl chrzest i dar Ducha Świętego (por. J 3, 5; 4,14). Poprzez tę tajemnicę zranionego Serca nieustannie rozlewa się także na ludzi naszej epoki odradzający strumień miłosiernej miłości Boga. Kto pragnie prawdziwego trwałego szczęścia, tylko tutaj może znaleźć jego sekret.
Watykan, Msza święta, II Niedziela Wielkanocna, 22 kwietnia 2001
* * *
Maryjo, Matko Miłosierdzia, spraw, aby zawsze żywa pozostała w nas ufność, jaką pokładamy w Twoim Synu, naszym Odkupicielu. Pomagaj nam także Ty, św. Faustyno, którą dzisiaj wspominamy ze szczególną miłością. Wraz z Tobą pragniemy powtarzać, gdy wpatrujemy się onieśmieleni w oblicze Boskiego Zbawiciela: Jezu ufam Tobie. Dzisiaj i na wieki. Amen.
Watykan, Msza święta, II Niedziela Wielkanocna, 22 kwietnia 2001
* * *
W sposób szczególny jednoczę się z Kardynałem krakowskim, biskupami, duchowieństwem i wiernymi licznie zgromadzonymi dziś w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Podczas tej Mszy św. wraz z wami dziękowałem Bogu za to, że przed rokiem dane mi było kanonizować Siostrę Faustynę Kowalską, wybraną apostołkę Chrystusa Miłosiernego, i ogłosić II Niedzielę Wielkanocną świętem Miłosierdzia Bożego dla całego Kościoła.
Pełni radości stajemy dziś wobec Zmartwychwstałego i z wiara mówimy: „Jezu, ufam Tobie!”. Niech to wyznanie pełne miłości będzie dla wszystkich umocnieniem na drogach codzienności i zachętą do pełnienia dzieł miłosierdzia wobec braci. Niech stanie się przesłaniem nadziei na całe nowe tysiąclecie.
Watykan, Regina Coeli, 7 kwietnia 2002
* * *
Jezu, ufam Tobie! – powtarzamy w tej trudnej i niepewnej godzinie, świadomi, że potrzebujemy tego miłosierdzia Bożego, które ponad pół wieku temu Pan Bóg tak szczodrze objawił św. Faustynie Kowalskiej. Niech tam, gdzie najdotkliwsze są próby i trudności, jeszcze usilniej wzywa się zmartwychwstałego Pana, niech jeszcze żarliwsze będzie błaganie o dar Jego Świętego Ducha, który jest źródłem miłości i pokoju.
Watykan, Regina Coeli, 7 kwietnia 2002
* * *
„Bóg bogaty w miłosierdzie”. Takie jest hasło tej pielgrzymki i takie jest też jej przesłanie. Zostało ono zaczerpnięte z encykliki „Dives in misericordia”, ale tu, w Krakowie – w krakowskich Łagiewnikach – ta prawda znalazła swoje szczególne objawienie. Z nich bowiem, dzięki pokornej posłudze niezwykłego świadka – św. Siostry Faustyny – rozchodzi się orędzie o miłosiernej miłości Boga. Dlatego pierwszym etapem mojej pielgrzymki i pierwszym jej celem jest nawiedzenie Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Cieszę się, że dane mi będzie konsekrować nową świątynię, która staje się światowym centrum kultu Chrystusa Miłosiernego.
Kraków, Balice, 16 sierpnia 2002
* * *
Kościół od początku swego istnienia, odwołując się do tajemnicy Krzyża i zmartwychwstania, naucza o Bożym miłosierdziu, które jest rękojmią nadziei i źródłem zbawienia człowieka. Wydaje się jednak, że dzisiaj jest szczególnie wezwany, by głosić światu to orędzie. Nie może zaniechać tej misji, skoro wzywa go do tego sam Bóg przez świadectwo św. Faustyny.
A wybrał Bóg do tego nasze czasy. Może dlatego, że wiek dwudziesty, mimo niewątpliwych osiągnięć w wielu dziedzinach, naznaczony był w szczególny sposób „misterium nieprawości”. Z tym dziedzictwem dobra, ale też i zła weszliśmy w nowe tysiąclecie. Przed ludzkością jawią się nowe perspektywy rozwoju, a równocześnie nowe zagrożenia. Człowiek nierzadko żyje tak, jak gdyby Boga nie było. Uzurpuje sobie prawo Stwórcy do ingerowania w tajemnicę życia ludzkiego. Usiłuje decydować o jego zaistnieniu, wyznaczać jego kształt przez manipulacje genetyczne i w końcu określać granicę śmierci. Odrzucając Boże prawa i zasady moralne, otwarcie występuje się przeciw rodzinie. Na wiele sposobów usiłuje się zagłuszyć głos Boga w ludzkich sercach, a Jego samego uczynić „wielkim nieobecnym” w kulturze i społecznej świadomości narodów. „Tajemnica nieprawości” wciąż wpisuje się w rzeczywistość świata, w którym żyjemy.
Doświadczając tej tajemnicy człowiek przeżywa lęk przed przyszłością, przed pustką, przed cierpieniem, przed unicestwieniem. Może właśnie dlatego, przez świadectwo skromnej zakonnicy z Łagiewnik Chrystus niejako wchodzi w nasze czasy, ażeby wyraźnie wskazać na to źródło ukojenia i nadziei, jakie jest w odwiecznym miłosierdziu Boga.
Trzeba, ażeby Jego orędzie o miłosiernej miłości zabrzmiało z nową mocą. Świat potrzebuje tej miłości. Nadszedł czas, żeby Chrystusowe przesłanie dotarło do wszystkich, zwłaszcza do tych, których człowieczeństwo i godność zdaje się zatracać w mysterium iniquitatis. Nadszedł czas, aby orędzie o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej cywilizacji – cywilizacji miłości.
Kraków, 18 sierpnia 2002
* * *
Zwracam się do kapłanów i seminarzystów: proszę was, nie zapominajcie, że na was, szafarzach Bożego miłosierdzia spoczywa wielka odpowiedzialność, ale też pamiętajcie, że sam Chrystus umacnia was obietnicą, którą przekazał przez św. Faustynę: Powiedz Moim kapłanom, że zatwardziali grzesznicy kruszyć się będą pod ich słowami, kiedy będą mówić o niezgłębionym miłosierdziu Moim, o litości, jaką mam dla nich w sercu swoim (Dz.1521).
Kraków, 18 sierpnia 2002
* * *
„Bóg bogaty w miłosierdzie”! Oto słowa, które stanowiły myśl przewodnią tej wizyty. Odczytywaliśmy je jako wezwanie dla Kościoła i dla Polski nowego tysiąclecia. Życzę moim rodakom, aby potrafili przyjąć otwartym sercem to orędzie miłosierdzia i aby potrafili je nieść tam, gdzie ludzie potrzebują światła nadziei. (…) Powtarzam wobec Jezusa Miłosiernego: „Jezu, ufam Tobie!” Niech to szczere wyznanie przynosi ukojenie kolejnym pokoleniom w nowym tysiącleciu. Bóg bogaty w miłosierdzie niech wam wszystkim błogosławi.
Kraków, 19 sierpnia 2002
* * *
Wielu sercom przyniosło otuchę to proste wezwanie, jakie podpowiedziała nam Opatrzność za pośrednictwem świętej Faustyny: Jezu, ufam Tobie. Niech ten akt zawierzenia Jezusowi rozbrzmiewa w sercach wszystkich, rozprasza ciemności grzechu i sprawi, aby światło miłosierdzia przeniknęło życie każdego człowieka.
List z okazji misji Miłosierdzia Bożego w diecezji kaliskiej,
Watykan, 15 września 2002
* * *
Zachęcam was, drodzy bracia i siostry, abyście za przykładem św. Faustyny Kowalskiej byli świadkami miłosiernej miłości Boga.
Watykan, Regina Coeli, 18 kwietnia 2004
* * *
Pamiętam, że podczas wojny, gdy byłem robotnikiem w fabryce „Solvay”, miejscu, które łączy się z Łagiewnikami, nieraz chodziłem do grobu Siostry Faustyny, gdy jeszcze nie była ogłoszona błogosławioną. To wszystko było przedziwne, nie do przewidzenia, gdy się brało pod uwagę, że to była prosta dziewczyna. Czy mogłem wtedy przypuszczać, że będzie mi dane najpierw ją beatyfikować, a potem kanonizować? Wstąpiła do klasztoru w Warszawie, potem została przeniesiona do Wilna i w końcu do Krakowa. Właśnie ona, parę lat przed wojną, miała to wielkie widzenie Jezusa miłosiernego, który wezwał ją, aby stała się apostołką czci dla Miłosierdzia Bożego, jaka miała potem tak szeroko się roznieść w Kościele. Siostra Faustyna zmarła w 1938 roku. Stąd, z Krakowa, kult Miłosierdzia Bożego wszedł w wielki ciąg wydarzeń o wymiarach światowych. Gdy zostałem arcybiskupem, zleciłem ks. prof. Ignacemu Różyckiemu, by przestudiował jej pisma. Najpierw nie chciał. Potem studiował dogłębnie dokumenty. Aż wreszcie powiedział: „To wspaniała mistyczka”.
Jan Paweł II, Wstańcie, chodźmy, Kraków 2004, s. 149-150.
* * *
Objawienia Siostry Faustyny, skoncentrowane na tajemnicy miłosierdzia Bożego, odnoszą się do czasu przed II wojną światową. To jest właśnie ten czas, w którym powstawały i rozwijały się owe ideologie zła, jakimi były nazizm i komunizm. Siostra Faustyna stałą się rzeczniczką przesłania, iż jedyną prawdą zdolną zrównoważyć zło tych ideologii jest ta, że Bóg jest Miłosierdziem – prawda o Chrystusie miłosiernym. I dlatego powołany na stolicę Piotrową, czułem szczególną potrzebę przekazania tych rodzimych doświadczeń, które z pewnością należą do skarbca Kościoła powszechnego.
„Pamięć i tożsamość”, Kraków 2005, s. 14.
* * *
Chrystus wziął na siebie grzechy nas wszystkich (por. Iz 53, 12), aby uczynić zadość sprawiedliwości, i w ten sposób zachował równowagę pomiędzy sprawiedliwością a miłosierdziem Ojca. Rzecz znamienna, że tego Syna święta Faustyna widziała jako Boga miłosiernego, kontemplując Go nie przede wszystkim na krzyżu, ale raczej jako zmartwychwstałego i uwielbionego. Dlatego swoją mistykę miłosierdzia związała z tajemnicą Wielkiej Nocy, w której Chrystus jawi się jako zwycięzca grzechu i śmierci (por. J 20, 19-23).
„Pamięć i tożsamość”, Kraków 2005, s. 60 – 61.
* * *
Jeśli wspominam tutaj Siostrę Faustynę i zainaugurowany przez nią kult Chrystusa miłosiernego, to także dlatego, że i ona należy do naszych czasów. Żyła w pierwszych dekadach XX stulecia, a zmarła przed II wojną światową. I właśnie w tym czasie została jej objawiona tajemnica miłosier- dzia Bożego, a to, co przeżyła, zapisała w swym „Dzienniczku”. Tym, którzy przeszli przez doświadczenie II wojny światowej, słowa zapisane w „Dzienniczku” świętej Faustyny jawią się jako szczególna Ewangelia miłosierdzia Bożego napisana w perspektywie XX wieku. Ludzie tego stulecia pojęli to przesłanie. Zrozumieli je właśnie poprzez to dramatyczne spiętrzenie zła, które przyniosła z sobą II wojna światowa, a potem okrucieństwa systemów totalitarnych. Jakby Chrystus chciał objawić, że miarą wyznaczoną złu, którego sprawcą i ofiarą jest człowiek, jest ostatecznie miłosierdzie Boże. Oczywiście, jest w miłosierdziu Bożym zawarta również sprawiedliwość, ale nie jest ona ostatnim słowem Bożej ekonomii dziejach świata, a zwłaszcza w dziejach człowieka. Bóg zawsze potrafi wyprowadzić dobro ze zła, Bóg chce, ażeby wszyscy byli zbawieni i mogli dojść do poznania prawdy (por. 1 Tm 2, 4) – Bóg jest Miłością (por. 1 J 4, 8). Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały, tak jak ukazał się Siostrze Faustynie, jest szczególnym objawieniem tej prawdy.
„Pamięć i tożsamość”, Kraków 2005, s. 61.
* * *
Pragnę tu jeszcze nawiązać do tego, co powiedziałem na temat doświadczeń Kościoła w Polsce z czasów oporu przeciw komunizmowi. Wydaje mi się, że mają one uniwersalne znaczenie. Myślę, że również Siostra Faustyna i jej świadectwo o tajemnicy Bożego ma miejsce w tej perspektywie. To, co pozostało po niej jako dziedzictwo jej duchowości, miało wielka wagę – wiemy o tym z doświadczenia – dla oporu przeciw złu działającemu w ówczesnych nieludzkich systemach. Wszystko to zachowuje konkretne znaczenie nie tylko dla Polaków, ale także w szerokim zasięgu Kościoła powszechnego. Pokazała to wyraźnie między innymi beatyfikacja i kanonizacja Siostry Faustyny. Jakby Chrystus chciał mówić za jej pośrednictwem: „Zło nie odnosi ostatecznego zwycięstwa!” Tajemnica paschalna potwierdza, że ostatecznie zwycięskie jest dobro; że życie odnosi zwycięstwo nad śmiercią; że nad nienawiścią tryumfuje miłość.
„Pamięć i tożsamość”, Kraków 2005, s. 61 – 62.
* * *
Do kapłaństwa w zasięgu Łagiewnik. (…) Wiele razy wstępowałem do tego kościoła-kaplicy (…). Wtedy jeszcze bardzo mało wiedziałem o siostrze Faustynie, coś niecoś o Bożym Miłosierdziu, a właśnie to był czas, kiedy ten podwójny charyzmat Krakowa – miłosierdzie i Faustyna – spełniał swoją misję przede wszystkim w krajach okupowanych. My, którzy tę okupację przeżyliśmy na miejscu, w Krakowie, w Polsce doznawaliśmy w sposób szczególny obecności Bożego Miłosierdzia. To sobie dziś przypomniałem podczas kanonizacji. Przypomniałem sobie to, czego przedtem nie wiedziałem, że rośnie wśród nas, w tym czasie pogardy, wielkie nowe objawienie, objawienie Bożego miłosierdzia, które ma pójść na cały świat. Pragnę za to podziękować Bożej Opatrzności i Siostrze Faustynie.
„Wielka encyklopedia Jana Pawła II”, t. 17, Warszawa 2004, s. 44
* * *
Przeczytaj również homilie z uroczystości beatyfikacji oraz kanonizacji.
© Copyright – Editrice Vaticana
Wspomnienie m. Ireny Krzyżanowskiej
przełożonej Siostry Faustyny w Wilnie i w Krakowie
Byłam przełożoną Siostry Faustyny w Wilnie. Siostra Faustyna przyjechała do Wilna w 1929 roku. Przedstawiła mi się jako poważna siostra, wyszkolona już w życiu duchowym. Była dyskretna w uzewnętrznianiu się, więc nie mąciłam ciszy jej duszy. Później, gdy sprawa malowania obrazu wymagała pomocy z zewnątrz i sama nie mogła sobie poradzić, sprawa jej objawień stała się dla mnie jaśniejsza, lecz mimo to nie chciałam się wiele dopytywać. Uważałam, że te sprawy są poważniejsze, wymagające więcej doświadczenia, dlatego najczęściej odsyłałam ją w różnych wątpliwościach do naszej matki generalnej Michaeli.
Miło mi było patrzeć na jej spokój przy pracy, umiała przechodzić od pracy do ćwiczeń duchownych, przerywając prace dla odprawienia tychże. W początkach zauważyłam, że była pochłonięta częstym przebywaniem w kaplicy, siostry były przepracowane i niejedna mówiła: dobrze iść do Pana Jezusa, a nas zostawić bez pomocy. Gdy zwróciłam na to uwagę, by starała się siostrom dopomóc i ułatwić, by też mogły iść na ćwiczenia, odtąd więcej o tym nie potrzebowałam mówić.
Do obowiązku każdego szła chętnie, mimo braku wyszkolenia uważała, że posłuszeństwo dokona reszty i tak było istotnie. Gdy poszła do ogrodu, nie umiała nic, powoli nauczyła się wiele, pracowała z zamiłowaniem, szczególnie w małej cieplarni, chętnie zbierając wszelkie wiadomości z tej dziedziny od osób fachowych. Dzieci lubiły z nią pracować. Jej delikatne obejście się z nimi – oceniały. Miała wiele cierpliwości, nigdy nie usłyszało się od Siostry Faustyny o dzieciach naszych, że są do niczego, że nie mogła ich niczego nauczyć itd. Zawsze z cierpliwością wielką podchodziła do nich, jej uśmiech był miły i pociągający dla nich. Dzieci podkreślały jej cnotę posłuszeństwa, jako też i inne cnoty.
Przyszła sprawa malowania obrazu. Gdy było wszystko załatwione i profesor Kazimirowski zamówiony, rozpoczęłyśmy spacer na Rossę do Sióstr Wizytek, u których mieszkał, dla udzielenia wskazówek do malowania. Gdy obraz był na wykończeniu, weszłam z Siostrą Faustyną do pokoju i razem miałyśmy wydać opinię, czy obraz jest dobry. Siostra Faustyna nie była zadowolona całkowicie, czym prof. Kazimirowski był zmartwiony. Pomimo naszych pewnych zastrzeżeń, obraz robił wrażenie czegoś innego od zwykłych obrazów.
Gdy Siostra Faustyna powróciła do „Józefowa” i ja również tam byłam, często widziałam u niej zdenerwowanie, że sprawa święta Miłosierdzia Bożego powoli się posuwa, jak i cały kult Miłosierdzia Bożego. Dało się przez to spostrzec wiele nierówności w jej usposobieniu: raz bardzo wesoła, to znów smutniejsza, czego przedtem nie było. W rozmowie naszej, gdy wspomniała o innym zgromadzeniu, mówiłam jej, że od nas nie odejdzie Miłosierdzie Boże – nie przeczyła.
Do Krakowa był przywieziony obraz – kopia pierwszego, dla odbicia, na wydanie obrazków zamówionych przez ks. Sopoćkę. Ksiądz prosił, bym poszła z Siostrą Faustyną do Cebulskiego, gdzie miały być wydane obrazki i nowenny. Wzięłam Siostrę Faustynę do Krakowa, na razie nie mówiąc jej, po co idziemy do miasta, a Siostra Faustyna w drodze mówi mi z uśmiechem: Ja wiem po co mnie Mateczka dziś bierze ze sobą.
Zauważyłam w Siostrze Faustynie następujące cechy: cieszyła się radością Kościoła, a smuciła, gdy cierpiał; nienawidziła grzechu i dokładała starań, by ustrzec się nawet najmniejszego, a przez częste przyjmowanie sakramentów świętych starała się oczyszczać ze swych niedoskonałości. Miała zawsze myśli skierowane ku Bogu, wyrażając [je] często słowami: O, jaki Bóg dobry!. Miłość jej ku Bogu ujawniała się w płomiennych rozmowach o Nim. Wykorzystywała każdą okazję, by wlać w serce ufność.
Odznaczała się prawością, wyczuwało się, że kocha samotność, milczenie i modlitwę. Widzę ją jeszcze klęczącą w swoim klęczniku w kaplicy, wpatrzoną w tabernakulum, nigdy jej nie widziałam w leżącej pozie na klęczniku. Oczy jej nabierały blasku, gdy patrzyła na Najświętszy Sakrament, były promienne, jakby widziała samego Pana Jezusa. Nie była wylewną na zewnątrz, przez co ukrywała swą świętość. Pochwał i uznania ludzkiego unikała, lecz otoczenie jej uważało ją za wybitnie cnotliwą, zdawało sobie sprawę z łask, którymi ją Pan Bóg obdarzył i często proszono ją o modlitwę, wierząc w skuteczność takowej.
Widziałam ją zawsze pogodną, również odznaczała się cierpliwością i męstwem, szczególnie w ostatniej chorobie, którą znosiła cierpliwie, wzbudzając często akty miłości Bożej. Przepowiedziała dzień swojej śmierci, mówiąc, że umrze 5 października.
Gdy chodziło o sprawy Miłosierdzia Bożego, wiele ją kosztowało wyrzekać się woli własnej; z czasem zmieniła się bardzo i wszystko podporządkowywała woli Bożej, cokolwiek by się jej powiedziało, mówiąc: Jeśli to wola Boża, to dobrze.
Rażących wad nie spostrzegałam; małe niedoskonałości, które nie odstręczały, powoli znikały, a w ostatnich tygodniach wyczuwało się, że jej dusza jest mocno złączona z Panem Jezusem, duchowość jej promieniowała na zewnątrz, tak, że żal było odchodzić z separatki.
Gdy była chora i leżała na Prądniku przyjeżdżałam do niej; raz zawezwano mnie telefonicznie, że z Siostrą Faustyną już jest źle; pojechałam natychmiast, zastałam ją jednak spokojną. Zaproponowałam jej przyjęcie świętych sakramentów, zgodziła się chętnie, mówiąc: Jeśli sobie Mateczka życzy – dobrze. Przyjęła je pobożnie. Do którejś z sióstr powiedziała: Ja wiedziałam, że i tak nie umrę. W czasie mojej wizyty opowiadała mi, jak ją chorzy odwiedzają, o dyrektorze sanatorium, który zwierzał się z wielu trosk na terenie szpitala. Raz w czasie mojej bytności przyszedł on do Siostry Faustyny, usiadł na krzesełku i powiedział: Do dobrego dziecka przychodzi się na ostatku.
Dla wszystkich miała uśmiech i dobre słowo, dlatego zyskała w sanatorium wiele sympatii i uznania. Gdy wróciła z Prądnika, lubiłam odwiedzać ją w separatce, tyle spokoju i dziwnego uroku miała nasza chora. Jakże się zmieniła, wszelkie zdenerwowanie o całą sprawę Miłosierdzia Bożego brała spokojnie, zgadzając się z wolą Bożą: Będzie święto Miłosierdzia Bożego, widzę to, chcę tylko woli Bożej. (…) W ostatniej chorobie mówiła: Dobrze mi z tą chorobą… Będzie Mateczka widziała, że Zgromadzenie będzie miało wiele pociechy przeze mnie…. Na moje zapytanie, czy Siostra cieszy się, że umiera w naszym zgromadzeniu? Odpowiedziała: Tak.
Krótko przed śmiercią, gdy przyszłam do Siostry Faustyny, uniosła się na łóżku prosząc, bym zbliżyła się do niej i powiedziała do mnie kilka słów tej treści: Pan Jezus chce mnie wywyższyć i uczynić świętą. Odczułam w niej wiele powagi, dziwnego uczucia, że Siostra Faustyna przyjmuje to zapewnienie jako dar miłosierdzia Bożego bez cienia pychy. Wyszłam od Siostry Faustyny przejęta tym, nie zdając sobie jednak dobrze sprawy z ważności tych słów.
m. Irena Krzyżanowska
——————————————-
Publikacja w: „Wspomnienia o Świętej Siostrze Faustynie Kowalskiej”. Wydawnictwo „Misericordia”, Kraków 2013, s. 86-89.
Wspomnienie m. Michaeli Moraczewskiej
przełożonej generalnej Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia
w l. 1928-1946
Pewnego wiosennego ranka w roku 1924, w czasie gdy byłam przełożoną na Żytniej, dano znać od furty, że przyszła młoda dziewczyna prosić o przyjęcie do Zgromadzenia. Zeszłam więc do rozmównicy i uchyliłam drzwi, lecz owa aspirantka – siedząca w ten sposób, że mnie nie spostrzegła – nie zrobiła na mnie, na pierwszy rzut oka, dodatniego wrażenia ze względu na swój nieco zaniedbany wygląd zewnętrzny. Pomyślałam sobie: ej, to nie dla nas! I zamknęłam po cichu drzwi z powrotem, z zamiarem wysłania innej siostry z odmowną odpowiedzią.
W tej chwili przyszła mi jednak refleksja, że będzie więcej zgodne z miłością bliźniego zadać tej dziewczynie kilka pobieżnych pytań i dopiero potem ją pożegnać. Wróciłam więc do rozmównicy i rozpoczęłam rozmowę. Wtedy zauważyłam, że kandydatka bardzo zyskuje z bliska, że ma miły uśmiech, sympatyczny wyraz twarzy, dużo prostoty, szczerości i rozsądku w wyrażaniu się. Zmieniłam więc wkrótce zdanie i nabrałam ochoty przyjęcia jej. Główną trudność stanowiło ubóstwo Helenki Kowalskiej, nie mówiąc o posagu, od którego łatwo Stolica Święta daje zwolnienie; nie miała ona żadnej osobistej wyprawy, a my na ten cel żadnego funduszu. Jednak poddałam jej myśl, czy by nie mogła na pewien czas pójść do służby i odłożyć sobie kilkaset złotych na wyprawkę. Przyjęła ten projekt z wielką chęcią i ułożyłyśmy się, że uskładane pieniądze będzie przynosić do furty, do przechowania. I na tym stanęło, pożegnałam ją wkrótce i o wszystkim zapomniałam.
Toteż zdziwiło mnie niezmiernie, gdy w kilka miesięcy później napisano mi do Wilna, gdzie wówczas przebywałam, że jakaś osóbka przyniosła 60 zł. do przechowania, powołując się na otrzymane polecenie. Dopiero po namyśle zrozumiałam, o co chodzi. Od tego czasu depozyt zwiększał się stale, tak że po roku uzbierało się kilkaset złotych, wystarczających wówczas na skromną wyprawkę siostry zakonnej. Helenka przez ten rok służyła u pewnej pani (…), która była z niej niezwykle zadowolona. Odwiedzała ją, gdy już wstąpiła do postulatu i wyrażała się do sióstr, że zupełnie była spokojną o swoje dzieci, gdy je zostawiała przy tak pewnej i zaufanej osobie. Nie mogła też ta pani odżałować, że Helenka wstępuje do zgromadzenia, pewnego razu próbowała jej nawet wyperswadować powołanie – wiemy to od Siostry Faustyny.
Wkrótce po wstąpieniu [do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia Helenka Kowalska] została wysłana do Skolimowa, gdzie miałyśmy w 1925 roku wynajętą willę na letnisko dla warszawskich sióstr i wychowanek. Jesienią pozostała tam tylko jedna z sióstr – rekonwalescentka – z towarzyszką, a Helenka im gotowała i wywiązała się doskonale z tego obowiązku.
Po wstąpieniu do Zgromadzenia Siostra Faustyna oddana została w Warszawie pod opiekę m. Janinie, jednej z naszych najdawniejszych i wybitnych Matek, która w owym czasie, w 1925 roku, zajmowała się postulantkami. Matka Janina polubiła bardzo młodą próbantkę, oceniła jej przymioty i poznała jej ducha modlitwy, gdyż już w parę miesięcy później powiedziała do mnie: Helenka to dusza bardzo ściśle złączona z Panem Jezusem. Niezmiernie mnie to ucieszyło, ale nie wchodziłam w szczegóły. Dopiero gdy Siostra Faustyna była już w nowicjacie w „Józefowie”, opowiadała mi sama, że na Żytniej miała raz w celi widzenie Pana Jezusa, który jej dopomógł zwyciężyć pokusę przeciw powołaniu. Zdaje mi się, że o tym zdarzeniu wspomina też w swoich notatkach.
Od tego czasu mówiła mi nieraz o swoich przeżyciach mistycznych, o słowach, jakie wewnętrznie słyszała, raz nawet jako młoda profeska w Warszawie dała mi spisane ołówkiem wewnętrzne swoje oświecenia. Muszę jednak wyznać, że nie przywiązywałam do tego wielkiej wagi i przejrzałam je tylko pobieżnie. Mam wrażenie, że niektóre z tych zapisków włączyła do dzienniczka, który później pisała z polecenia kierownika duchownego.
Pierwsze śluby złożyła 30 kwietnia 1928 roku. Wkrótce potem wyjechała do Warszawy, gdzie gotowała w kuchni dla dziewcząt. Dzieci, które tam z nią pracowały, miały dla niej wiele szacunku, co się okazało zwłaszcza wtedy, gdy po jej śmierci dowiadywały się o rozszerzającym się nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego. Wspominały ją mile i uważały się za szczęśliwe, że dane im było wspólnie z nią pracować. Zresztą tak samo było w innych domach. Siostra przy pracy mówiła im o rzeczach budujących i zachęcała do małych ofiarek dla Boga.
Tak się układały okoliczności, że Siostrę Faustynę trzeba było często przesuwać na coraz to inne placówki, tak że pracowała nieomal w każdym domu Zgromadzenia. I tak, po niedługim pobycie w Warszawie [przy ul. Żytniej] i na Grochowie, znowu została przeniesiona do Płocka, a stamtąd na krótki czas do Białej, która jest kolonią rolną domu płockiego. Głównym jednak jej zajęciem w Płocku i to aż do chwili trzeciej probacji (koniec roku 1932) była praca w sklepie przy sprzedaży pieczywa z miejscowej piekarni. Z całym przyłożeniem oddała się nowemu obowiązkowi, tak że dziś jeszcze – może więcej niż wówczas – oceniam zapał, z jakim dusza tak wewnętrzna pracowała przy tak prozaicznym zajęciu.
Mniej więcej na rok przed rozpoczęciem trzeciej probacji zaszły jednak zmiany, które sprawiły, że mimo woli, przy całej wielkiej życzliwości, musiałam Siostrze Faustynie przyczynić cierpienia. Wtedy bowiem dowiedziałam się od ówczesnej Matki Przełożonej z Płocka, że Siostra Faustyna otrzymała w widzeniu polecenie namalowania obrazu Miłosierdzia Bożego. Dopóki jej bogate przeżycia wewnętrzne i mistyczne zamykały się w obrębie murów zakonnych, były tajemnicą między Bogiem, jej duszą i przełożonymi, tak długo się cieszyłam widząc w tych wszystkich łaskach wielki dar Boży dla Zgromadzenia. Inaczej jednak, gdy objawienia Siostry zaczęły dążyć do ujawniania się na zewnątrz. Bardzo się wtedy lękałam, żeby nie wprowadzić do życia Kościoła choćby najmniejszej nowostki, fałszywych nabożeństw itp., a jako główna przełożona czułam się tu za nasze Zgromadzenie odpowiedzialna.
Obawiałam się też u Siostry Faustyny podkładu wybujałej fantazji albo może jakiej histerii, bo nie zawsze to, co zapowiadała, spełniało się (…). Więc, o ile chętnie i ze zbudowaniem słuchałam, gdy szczerze i z prostotą opowiadała głębokie i śliczne swoje myśli, i nadprzyrodzone oświecenia, o tyle, gdy prosiła o jakieś posunięcia zewnętrzne, odnosiłam się do nich z wielką rezerwą, radząc się w niejednym wypadku któregoś z teologów.
Przełożona z Płocka wspominała mi, że siostra ma malować jakiś obraz, ale ona sama zwróciła się do mnie dopiero po przyjeździe do Warszawy na trzecią probację. Na to odpowiedziałam: Dobrze, dam Siostrze farby i płótno, niech Siostra maluje. Odeszła strapiona i – o ile wiem – zwracała się do paru sióstr z prośbą, czy nie mogłyby jej namalować obrazka Pana Jezusa. Robiła to dyskretnie, ale bez powodzenia, bo i te siostry nie umiały malować; widać jednak, jak była tą myślą przejęta.
Czas przygotowania do ostatnich ślubów był dla Siostry Faustyny – jak się dzisiaj orientuję – dosyć ciężki. Sprawa malowania obrazu leżała jej na sercu, przy tym zaczęła zapadać na zdrowiu i musiała pójść do lekarza, który na razie nic nie znalazł. Dziś sądzę, że diagnoza była mylna. Wreszcie m. Janina, która ją tak dobrze rozumiała w początkach życia zakonnego, zasłyszawszy o jakimś objawieniu żywo ją parę razy upominała, żeby się nie wdawała w nadzwyczajności, bo to ją może zaprowadzić na fałszywe drogi itp. A Siostra Faustyna była ogromnie wrażliwa i odczuwała te upomnienia bardzo silnie.
Wszystko to sprawiło, że Siostra zaabsorbowana wewnętrznie z mniejszą niż zwykle gorliwością pomagała siostrze westiarce, której była przydzielona do pomocy (z pewnym umartwieniem tej ostatniej).
Zewnętrznie szło jednak wszystko poprawnie i normalnie, toteż w oznaczonym terminie, po odprawieniu rekolekcji, Siostra Faustyna złożyła śluby wieczyste w „Józefowie” 30 kwietnia [1 maja] 1933 roku. Mistrzynią trzeciej probacji była wtedy m. Małgorzata Gimbutt, probację siostry odbywały w Warszawie.
Znając tę duszę [Siostrę Faustynę] rozumiałam dobrze, że powinna mieć doświadczone kierownictwo i dlatego pragnęłam, aby po ślubach pozostała w „Józefowie”, by korzystać z kierunku duchownego o. Andrasza, do którego miała wielkie zaufanie. Dziwnie się to jednak nie układało. Ojciec Andrasz w wyrokach Boga miał jej pomagać w ostatnich chwilach życia.
Już wszystkie młode profeski stanęły przy wyznaczonych sobie obowiązkach, a Siostra Faustyna czekała. Tymczasem nadszedł list z domu wileńskiego, w którym była gorąca prośba o siostrę do ogrodu. Jedyną odpowiednią na to miejsce kandydatką była w danej chwili Siostra Faustyna. Zatem po kilku dniach wahania zawołałam ją i powiedziałam o tym projekcie dodając: Siostra wie, jak bardzo pragnęłam, aby Siostra tu pozostała, ale to się nie da. Na to odpowiedziała po prostu, że pojedzie najchętniej i ufa, że i tam znajdzie kierownika duszy. Istotnie, znalazła ks. prof. Sopoćko, który nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego bardzo rozwinął.
Zaraz po przyjeździe do Wilna zabrała się gorliwie do pracy w ogrodzie. Nie była właściwie przygotowana fachowo, ale radząc się ogrodników, przy wrodzonej inteligencji otrzymała wspaniałe rezultaty. Razu jednego oprowadzałyśmy gości z wyższych sfer rządowych, którzy pragnęli zwiedzić zakład. Jedna z pań powiedziała do mnie: Ależ, tu siostry mają widocznie ogrodniczkę specjalistkę!.
Ksiądz prof. Sopoćko, ówczesny spowiednik sióstr w Wilnie, zainteresował się Siostrą Faustyną i prosił o posłanie jej do lekarza, by tenże zbadał jej system nerwowy i stan psychiczny, a gdy wizyta lekarska wypadła dodatnio, porozumiewał się z przełożoną ówczesną domu – m. Ireną – co do wymalowania obrazu. Serdecznie się cieszyłam, widząc tę sprawę w ręku kapłana. Wykonał obraz, jak wiadomo, artysta malarz Kazimirowski według wskazówek Siostry Faustyny. Artysta zrobił także mniejsze szkice, tak wnioskuję, gdyż jeden taki przywiozła mi Siostra później do Warszawy, gdy wracała z Wilna w roku 1936 i prosiła o zawieszenie go w wewnętrznej domowej kapliczce lub w sali Zgromadzenia, dodając że Pan Jezus sobie tego życzy. Wytłumaczyłam jej jednak, że obraz tak oryginalnie ujęty zadziwiłby siostry, a trudno przecież tłumaczyć wszystkim jego genezę. Szkic włożyłam więc do archiwum, gdzie spłonął w czasie powstania wraz z całym domem.
Podobnie załatwiłam sprawę Koronki do Miłosierdzia Bożego. Gdy mi się Siostra zwierzyła, że ją Pan Jezus nauczył nowej koroneczki, wysłuchałam uważnie i nie odpowiedziałam, czy też może jakieś obojętne słowo – nie pamiętam. Po tym czasie znów przyszła z propozycją, że mi tę koronkę napisze. Mam dotąd tę karteczkę. Nie przystałam jednak na wspólne odmawianie jej, wyjaśniając, że przecież w czasie wieczornych pacierzy odmawiamy już Koronkę do Miłosierdzia Bożego, która jest nawet obdarzona odpustami. Odpowiedziała na to: Ale ta jest inna – i już więcej nie było o tym mowy
Jednego razu, w Wilnie, [Siostra Faustyna] zwróciła się do mnie z tym, że Pan Jezus życzy sobie, by powstało zgromadzenie zupełnie poświęcone czci Miłosierdzia Bożego. Ma ono być klauzurowe. Chociaż nie wyrażała tego słowami, wyczuć można było, że sądzi, iż jest powołana stanąć na czele tego zgromadzenia. Przyjęłam to jako projekt majaczący gdzieś w oddali, wyraziłam wątpliwość, czy ta myśl pochodzi całkowicie od Boga i czy Siostra należycie zrozumiała to natchnienie (jako przykład takiego mylnego zrozumienia podałam św. Franciszka z Asyżu, który słysząc słowa: Odnów Mój Kościół – zabrał się do odbudowy kościoła św. Damiana), że zatem trzeba modlić się, zastanawiać i czekać.
Na razie sprawa przycichła, lecz nie na długo, gdyż Siostra była nią zaabsorbowana i przy najbliższej sposobności znów do tego tematu wróciła. Wobec tych ponawianych postulatów zajęłam stanowisko bardziej stanowcze, zwłaszcza że wchodziło tu w grę opuszczenie przez Siostrę Zgromadzenia. Mówiłam jej zatem, że jako przełożona generalna odpowiadam za powołanie sióstr i dlatego nie mogę wyrazić zgody na jej projekta bez głębokiego namysłu i bez upewnienia się, że to jest wolą Bożą, a nie pokusą szatana. Że może właśnie zły duch chce ją wyciągnąć na świat i nie będzie już wtedy Siostrą Faustyną, tylko znowu Helenką Kowalską. Powiedziałam wtedy: ja nie mam w tej chwili żadnego specjalnego natchnienia, tak jak Siostra, proszę więc modlić się, żeby mi Pan Bóg dał jakie światło, jaki znak zewnętrzny lub wewnętrzny.
Na ten temat rozmawiałyśmy tak kilka razy. I kiedyś odeszła ze smutkiem: Więc to, co ja słyszę w duszy, to wszystko jest złudzeniem? Ze szczerym przekonaniem odparłam: Nie, Siostro, wyczuwam, że Siostra ma wielkie światła od Boga, ale można zawsze coś swojego dodać. Że takie zgromadzenie ma powstać, to rzecz możliwa, jednak czy Siostra ma być założycielką, w to bardzo wątpię. Zatem czekajmy.
Cierpiała wtedy bardzo. Widać było, że ją kosztuje myśl opuszczenia naszego Zgromadzenia, które szczerze kochała (pragnęła, aby jej młodsza siostra do nas wstąpiła), z drugiej strony zdawało jej się, że powinna iść za wolą Bożą, więc te parę lat były może najcięższym okresem jej życia. Bywała wtedy smutna, przygnębiona, ale zawsze na swoim miejscu i przy obowiązku.
Chcąc, by przyszła do równowagi, a przy tym pragnąc przeciąć tę sytuację, po porozumieniu się z doradczyniami przesunęłam ją z Wilna do Krakowa na wiosnę 1936 roku. W drodze zatrzymała się przez kilka tygodni w Walendowie, a później w Derdach, gdzie była potrzebna dla różnych powodów. Uderzyło mnie wówczas, że w obu tych domach siostry były pod jej urokiem, pragnęły, aby wśród nich pozostała. Budowała je swoim zachowaniem.
W „Józefowie” [Siostra Faustyna] przydzieloną została do pracy w ogrodzie, lecz wewnętrzne jej usposobienie nie uległo zmianie. Ciągle trapiły ją wątpliwości: czy ma pozostać w Zgromadzeniu, czy nowe zakładać. Była zawsze w korespondencji z ks. Sopoćką, który ją też odwiedził i o sprawach duszy z nią konferował, ale to tylko od czasu do czasu, bo tu, na miejscu, w „Józefowie”, radziła się o. Andrasza.
Po niejakim czasie wystąpiły u niej objawy choroby płucnej, więc pod jesień została umieszczona w Zakładach Sanitarnych na Prądniku. Za poradą lekarza spędziła tam zimę i stan zdrowia tak się poprawił, że pozwolono jej wrócić do domu. I znów pomagała w ogrodzie.
Powiedziała mi, że spodziewa się widzieć z pewną osobą, którą ks. prof. Sopoćko uważa za nadającą się do nowego zgromadzenia, a która miała przyjechać do Łagiewnik. Otrzymała na to pozwolenie, ale to spotkanie nie doszło do skutku.
Gdy w roku 1937 wybierałam się do domu krakowskiego na wizytację, pytałam ss. doradczyń na zebraniu Rady, czy nie byłoby wskazane zezwolić Siostrze Faustynie na opuszczenie Zgromadzenia, gdyby dalej trwała w swym niepokoju? Radne wyraziły swą zgodę. Żal nam było utracić dobrą i gorliwą Siostrę, ale obawiałyśmy się pójść wbrew woli Bożej.
Siostrę [Faustynę] zastałam spokojną, jednak kiedy przyszła do mnie na rozmowę od razu ponowiła swą prośbę. W myśl naszej uchwały odpowiedziałam bez namysłu, że się zgadzam. Spostrzegłam, że ją to zaskoczyło i zapytała, czy ja się zajmę przeprowadzeniem potrzebnych formalności. Na moją odpowiedź, że nie wiedziałabym, jak umotywować jej chęć opuszczenia Zgromadzenia z powodu objawień, poprosiła o pójście do o. Andrasza, który jednak – jak się okazało – był wtedy chwilowo nieobecny. Oczywiście, pozwoliłam i rozstałyśmy się.
Tego samego dnia po południu wyjechałam na kilka dni do naszego domu w Rabce, a wróciwszy śledziłam z zainteresowaniem dalsze zachowanie się Siostry Faustyny. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że spełnia swoje codzienne obowiązki jak gdyby nic nie zaszło, poczekałam więc trochę, a potem zawołałam ją i zapytałam, jak sprawa stoi. Na to Siostra odpowiedziała szczerze i z prostotą, że w chwili otrzymania ode mnie swobody działania uczuła się w duszy jakby w czarnej przepaści, zupełnie sama i opuszczona, niezdolna krok jaki uczynić, że opuściła ją myśl wyjścia ze Zgromadzenia. Porozmawiałyśmy jeszcze na ten temat serdecznie i od tej pory sprawa ta już nie była poruszana między nami. Dziś wydaje mi się, że te nagłe ciemności duszy mogę uważać za znak od Boga, na który czekałyśmy.
W jesieni 1937 roku zaczęło się znów psuć zdrowie Siostry Faustyny – została zabrana z ogrodu do furty. Tam była bardzo uprzejma, miła i dobra dla ubogich. Gdy choroba postępowała, trzeba było odseparować ją od sióstr wraz z drugą siostrą, Fabiolą, również chorą na płuca. Bóg dopuścił, że ówczesna infirmerka jeszcze od czasów Wilna nie bardzo dowierzała przeżyciom Siostry Faustyny, o których już trochę wiedziała, a siostra usługująca bardzo się bała zarażenia gruźlicą. I przez to opieka nad chorą, jak się później dowiedziałam, nieraz szwankowała. Siostra Faustyna nie żaliła się jednak, dopiero gdy na wiosnę przyjechałam z Warszawy, wspominała mi o tym dodając, że mówi, aby na przyszłość zapobiec podobnym wypadkom. Następna siostra infirmerka otoczyła chorą bardzo serdeczną opieką.
W okresie Wielkiejnocy 1938 roku [Siostra Faustyna] została znów umieszczona na Prądniku, ponieważ już raz pobyt tam tak dobrze jej zrobił. W sanatorium, tak jak za pierwszym razem, Siostra zostawiła jak najlepsze i bardzo budujące wrażenie, zarówno wśród chorych, jak i wśród pielęgniarek i lekarzy. Tam też widziałam się z nią po raz ostatni. Byłam w lipcu w „Józefowie”, a słysząc, że choroba prędko się posuwa, pojechałam ją odwiedzić. Ostatnie to spotkanie nasze zostawiło mi najmilsze wrażenie i wspomnienie. Siostra ucieszyła się niezmiernie. Opowiadała mi z ożywieniem różne epizody ze swego szpitalnego życia i godzinka, którą miałam do dyspozycji między dwoma autobusami, minęła jak jedna chwila. Nie poruszałyśmy specjalnie jej spraw wewnętrznych, tylko – na krótko przed rozstaniem się – powiedziała radośnie: Ach, Mateczko, jakie śliczne rzeczy mówi mi Pan Jezus, a wskazując w stronę, gdzie leżały jej notatki, dodała: Mateczka to wszystko przeczyta. Znalazłam ją mizerną, nie robiła jednak wrażenia ciężko chorej – chodziła na leżalnię i do kaplicy. W sierpniu doniesiono mi do Warszawy, że stan się pogarsza. Napisałam więc do niej sekretnik, aby jej dać dowód współczucia i pamięci, i wspomniałam, że ks. Sopoćko będzie na synodzie w Częstochowie i że ją zapewne przy tej sposobności odwiedzi. Widocznie te kilka słów zrobiło jej wielką przyjemność, gdyż sekretnik ten po jej śmierci znalazł się w szkatułce pomiędzy notatkami i listami od ojców duchownych, a jako odpowiedź przysłała mi piękny list, który przytaczam. Jest on bez daty, ale był pisany w końcu sierpnia 1938 roku.
†
J. M. J.
Najdroższa Mateczko
Dziękuję serdecznie za sekretnik, tak był dla mnie miły, a także i za wiadomość o księdzu profesorze Sopoćko, jest to kapłan naprawdę święty.
Najdroższa Mateczko, zdaje mi się, że jest to ostatnia nasza rozmowa na ziemi; czuję się bardzo słabiutka i piszę drżącą ręką, cierpię tyle, ile znieść jestem zdolna. Jezus nie daje ponad siły; jeżeli cierpienia są wielkie, to i łaska Boża jest potężna. Zdana jestem całkowicie na Boga i Jego świętą wolę. Tęsknota coraz większa ogarnia mnie za Bogiem, śmierć mnie nie przeraża, dusza moja obfituje w wielki spokój. Ćwiczenia duchowne jeszcze odprawiam wszystkie, na Mszę świętą też wstaję, ale nie na całej jestem, bo robi mi się niedobrze, ale jak mogę tak korzystam z łask, które nam Jezus w Kościele zostawił.
Najdroższa Mateńko, dziękuję z serca przejętego wielką wdzięcznością za wszystko, com dobrego doznała w Zgromadzeniu, od pierwszej chwili wstąpienia aż dotąd. Szczególnie dziękuję Mateczce za szczere współczucie i wskazówki w chwilach ciężkich, które się zdawały nie do przeżycia. Niech Bóg hojnie zapłaci!
A teraz w duchu zakonnego uniżenia przepraszam najpokorniej Najdroższą Mateczkę za niedokładne zachowanie reguł, za zły przykład, jaki dawałam Siostrom, za brak gorliwości w całym życiu zakonnym, za wszystkie przykrości i cierpienia, jakie mogłam zrobić Mateczce, choć nieświadomie. Dobroć Kochanej Mateczki była dla mnie siłą w chwilach ciężkich.
W duchu klękam u stóp Najdroższej Mateczki i proszę pokornie o przebaczenie za wszystkie moje wykroczenia, i proszę o błogosławieństwo na godzinę śmierci. Mam ufność w potędze modlitwy Mateczki i Kochanych Sióstr, czuję, że mnie wspomaga jakaś potęga.
Przepraszam, że tak nieładnie piszę, ale ręka mi drży i mdleje. Do widzenia, Najdroższa Mateczko, zobaczymy się w niebie u stóp Tronu Bożego. A teraz niech się sławi w nas i przez nas Miłosierdzie Boże.
Z najgłębszą czcią całuję rączki Najdroższej Mateczce i proszę o modlitwy.
Największa nędza i nicość
s. Faustyna
W sześć tygodni później Siostra Faustyna już nie żyła! Na trzy tygodnie przed śmiercią wróciła z Prądnika do domu, aby umierać wśród sióstr zakonnych, i 5 października Pan Jezus Miłosierny powołał ją do siebie.
m. Michaela Moraczewska
„Józefów”, 1948
——————————————-
Publikacja w: „Wspomnienia o Świętej Siostrze Faustynie Kowalskiej”. Wydawnictwo „Misericordia”, Kraków 2013, s. 73-85.
Moje wspomnienia o śp. Siostrze Faustynie
Są prawdy wiary świętej, które się niby zna i często o nich wspomina, ale się ich dobrze nie rozumie ani też nimi nie żyje. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy myślałem o tej prawdzie w medytacjach, szczególnie na rekolekcjach, tyle razy mówiłem o niej w kazaniach i powtarzałem w modlitwach liturgicznych, ale nie wniknąłem w jej treść i w jej znaczenie dla życia duchowego; szczególnie nie rozumiałem, a na razie nawet nie mogłem się zgodzić, że miłosierdzie Boże jest najwyższym przymiotem Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela. Dopiero trzeba było prostej świątobliwej duszy, ściśle zjednoczonej z Bogiem, która – jak wierzę – z natchnienia Bożego powiedziała mi o tym i pobudziła do studiów, badań i rozmyślań na ten temat. Tą duszą była ś. p. Siostra Faustyna (Helena) Kowalska ze Zgromadzenia Córek Matki Boskiej Miłosierdzia, która powoli osiągnęła to, że dzisiaj uważam sprawę kultu Miłosierdzia Bożego i w szczególności ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w I niedzielę po Wielkanocy za jeden z głównych celów swojego życia.
Siostrę Faustynę poznałem w lecie (w lipcu czy sierpniu) 1933 roku jako penitentkę w Zgromadzeniu Sióstr Matki Boskiej Miłosierdzia w Wilnie (ul. Senatorska 25), w którym wówczas byłem zwyczajnym spowiednikiem. Zwróciła ona moją uwagę na siebie niezwykłą subtelnością sumienia i ścisłym zjednoczeniem z Bogiem: przeważnie nie było materii do rozgrzeszenia, a nigdy nie obraziła Boga grzechem ciężkim. Już na początku oświadczyła mi, że zna mnie od dawna z jakiegoś widzenia, że mam być jej kierownikiem sumienia i muszę urzeczywistnić jakieś plany Boże, które mają być przez nią podane. Zlekceważyłem to jej opowiadanie i poddałem ją pewnej próbie, która spowodowała, że za pozwoleniem Przełożonej Siostra Faustyna zaczęła szukać innego spowiednika. Po jakimś czasie powróciła do mnie i oświadczyła, że zniesie wszystko, ale ode mnie już nie odejdzie. Nie mogę tu powtarzać, a raczej ujawniać wszystkich szczegółów naszej rozmowy, która częściowo zawiera się w jej dzienniczku, pisanym przez nią z mego polecenia, albowiem zabroniłem jej po tym opowiadać o swoich przeżyciach na spowiedzi.
Poznając bliżej Siostrę Faustynę skonstatowałem, że dary Ducha Świętego działają w niej w stanie ukrytym, ale w pewnych dość częstych chwilach występują bardziej jawnie, udzielając częściowo intuicji, która żywo ogarniała jej duszę, rozbudzała porywy miłości [do] wzniosłych heroicznych aktów poświęcenia i zaparcia się siebie. Szczególnie często występowało działanie daru umiejętności, rozumu i mądrości, dzięki którym Siostra Faustyna jasno widziała nicość ziemskich rzeczy, a ważność cierpienia i upokorzenia, poznawała prosto przymioty Boga, a najbardziej Jego nieskończone miłosierdzie, nieraz znowuż wpatrywała się w nieprzystępną uszczęśliwiającą światłość, w tej niepojęcie uszczęśliwiającej światłości trzymała przez czas jakiś wzrok utkwiony, z której się wyłaniała postać Chrystusa w postawie idącej, błogosławiącego świat prawą ręką, a lewą podnoszącego szatę w okolicy Serca; spod podniesionej szaty tryskały dwa promienie – biały i czerwony. Siostra Faustyna miewała takie i inne zmysłowe i umysłowe widzenia już od kilku lat i słyszała nadprzyrodzone słowa, ujmowane zmysłem słuchu, wyobrażeniem i umysłem.
W obawie przed złudzeniem, halucynacją i urojeniem Siostry Faustyny, zwróciłem się do Siostry Przełożonej, matki Ireny, by mnie poinformowała, kto to jest Siostra Faustyna, jaką opinią cieszy się w Zgromadzeniu u sióstr i przełożonych oraz prosiłem o zbadanie jej zdrowia psychicznego i fizycznego. Po otrzymaniu odpowiedzi pochlebnej dla niej pod każdym względem, jeszcze nadal przez czas jakiś zajmowałem stanowisko wyczekujące, częściowo nie dowierzałem, zastanawiałem się, modliłem i badałem, jak również radziłem się kilku kapłanów światłych, co czynić, nie ujawniając, o co i o kogo chodzi. A chodziło o urzeczywistnienie rzekomych stanowczych żądań Pana Jezusa, by namalować obraz, jaki Siostra Faustyna widuje oraz ustanowić święto Miłosierdzia Bożego w I niedzielę po Wielkanocy. Wreszcie, wiedziony raczej ciekawością, jaki to będzie obraz, niż wiarą w prawdziwość widzeń Siostry Faustyny, postanowiłem przystąpić do namalowania tego obrazu. Porozumiałem się z mieszkającym w jednym ze mną domu artystą malarzem Eugeniuszem Kazimierowskim, który się podjął za pewną sumę malowania, oraz z Siostrą Przełożoną, która zezwoliła Siostrze Faustynie dwa razy na tydzień przychodzić do malarza, by wskazać, jaki to ma być ten obraz.
Praca trwała kilka miesięcy i wreszcie w czerwcu czy lipcu 1934 roku obraz był wykończony. Siostra Faustyna uskarżała się, że obraz nie jest taki piękny, jak ona widzi, ale Pan Jezus ją uspokoił i powiedział, że jaki jest, wystarczy i dodał: Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do Mnie. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Na razie Siostra Faustyna nie potrafiła wytłumaczyć, co oznaczają promienie na obrazie. Po paru zaś dniach powiedziała, że Pan Jezus na modlitwie jej wytłumaczył: Promienie na tym obrazie oznaczają krew i wodę. Blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze, a czerwony – oznacza krew, która jest życiem duszy. Tryskają one z Serca Mego, które zostało otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca niebieskiego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga… Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także już tu na ziemi zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić jej będę jako swej chwały… Pragnę, aby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia Bożego. Kto w tym dniu przystąpi do Sakramentu Miłości, ten dostąpi odpuszczenia wszystkich win i kar… Ludzkość nie znajdzie uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do Miłosierdzia Bożego. Nim przyjdę jako Sędzia Sprawiedliwy, przychodzę jako Król Miłosierdzia, by się nikt nie wymawiał w dniu Sądu, który już nie jest daleki… itd.
Obraz ten był nowej nieco treści i dlatego nie mogłem go zawiesić w kościele bez pozwolenia Arcybiskupa, którego wstydziłem się o to prosić, a tym bardziej opowiadać o pochodzeniu tego obrazu. Dlatego umieściłem go w korytarzu ciemnym obok kościoła św. Michała (w klasztorze SS. Bernardynek), którego wówczas zostałem mianowany rektorem. O trudnościach pobytu przy tym kościele przepowiedziała mi Siostra Faustyna i rzeczywiście wypadki niezwykłe rozwijały się dość szybko. Siostra Faustyna żądała, bym obraz za wszelką cenę umieścił w kościele, ale ja nie spieszyłem się, wreszcie w Wielkim Tygodniu 1935 roku oświadczyła mi, że Pan Jezus żąda, bym obraz umieścił na trzy dni w Ostrej Bramie, gdzie będzie triduum na zakończenie Jubileuszu Odkupienia, które ma być w dniu projektowanego święta, w Niedzielę Białą. Wkrótce dowiedziałem się, że będzie owe triduum, na które ksiądz proboszcz Ostrobramski, kan. St. Zawadzki prosił mnie, bym wygłosił kazanie. Zgodziłem się pod warunkiem umieszczenia owego obrazu jako dekoracji w oknie krużganku, gdzie on wyglądał imponująco i zwracał uwagę wszystkich bardziej niż obraz Matki Boskiej
Po nabożeństwie obraz [Jezusa Miłosiernego] został umieszczony na starym miejscu w ukryciu i pozostawał tam jeszcze dwa lata. Dopiero 1 kwietnia 1937 roku prosiłem Jego Ekscelencję Arcybiskupa Metropolitę Wileńskiego o zawieszenie tego obrazu w kościele św. Michała, którego wówczas jeszcze byłem rektorem. Jego Ekscelencja Arcybiskup Metropolita powiedział, że o tym nie chce sam decydować, a poleci obejrzeć ten obraz komisji, którą zorganizuje ks. kan. Adam Sawicki, kanclerz Kurii Metropolitalnej. Kanclerz kazał na dzień 2 kwietnia [1937 roku] wystawić obraz w zakrystii kościoła św. Michała, gdyż nie wiedział, o której godzinie nastąpi jego oglądanie. Będąc zajęty pracą w Seminarium Duchownym i Uniwersytecie, nie byłem obecny przy oglądaniu obrazu i nie wiem, w jakim składzie była owa komisja. Dnia 3 kwietnia 1937 roku Jego Ekscelencja Arcybiskup Metropolita Wileński powiadomił mnie, że ma już dokładne informacje o tym obrazie i zezwala na poświęcenie i zawieszenie go w kościele z zastrzeżeniem, by nie zawieszać w ołtarzu i nie mówić nikomu o jego pochodzeniu. Obraz tegoż dnia został poświęcony i zawieszony obok wielkiego ołtarza po stronie lekcji, skąd parokrotnie brano go do parafii św. Franciszka (pobernardyńskiej) na procesję Bożego Ciała do urządzanych ołtarzy. 28 grudnia 1940 roku Siostry Bernardynki przeniosły go w inne miejsce, przy tym obraz został nieco uszkodzony, a w 1942 roku, gdy one zostały aresztowane przez władze niemieckie, obraz wrócił na dawne miejsce obok wielkiego ołtarza, gdzie pozostaje dotychczas, otaczany wielką czcią wiernych i ozdabiany licznymi wotami.
W parę dni po triduum w Ostrej Bramie, Siostra Faustyna opowiedziała mi swoje przeżycia w czasie tej uroczystości, które są szczegółowo opisane w jej dzienniczku. Następnie 12 maja widziała w duchu konającego marszałka J. Piłsudskiego i opowiadała o strasznych jego cierpieniach. Pan Jezus miał jej to pokazać i powiedzieć: Patrz, czym kończy się wielkość tego świata. Widziała następnie sąd nad nim, a gdy zapytałem, czym się on skończył, odpowiedziała: Zdaje się, miłosierdzie Boże za przyczyną Matki Boskiej zwyciężyło. Wkrótce rozpoczęły się przepowiedziane przez Siostrę Faustynę wielkie trudności (w związku z pobytem moim przy kościele św. Michała), które wciąż się potęgowały, a wreszcie doszły do kulminacyjnego punktu w styczniu 1936 roku. O tych trudnościach prawie nikomu nie mówiłem, aż dopiero w dniu krytycznym prosiłem Siostrę Faustynę o modlitwę.
Ku wielkiemu memu zdziwieniu, w jednym tymże samym dniu, wszystkie trudności prysnęły jak bańka mydlana. Siostra zaś Faustyna opowiedziała, że przyjęła moje cierpienia na siebie i tego dnia doznała ich tyle, jak nigdy w życiu. Gdy następnie w kaplicy prosiła Pana Jezusa o pomoc, usłyszała słowa: Sama podjęłaś się cierpieć za niego, teraz się wzdrygasz? Dopuściłem na cię tylko część jego cierpień. Tu, z całą dokładnością opowiedziała mi przyczynę moich trudności, które podobno zostały jej zakomunikowane w sposób nadprzyrodzony. Dokładność ta była bardzo uderzająca, tym bardziej, że o szczegółach sama w żaden sposób wiedzieć nie mogła. Podobnych wypadków było kilka.
W połowie kwietnia 1936 roku Siostra Faustyna z rozporządzenia Generalnej Przełożonej wyjechała do Walendowa, a następnie do Krakowa, ja zaś poważnie zastanowiłem się nad ideą miłosierdzia Bożego i zacząłem szukać u Ojców Kościoła potwierdzenia tego, że ono jest największym przymiotem Boga, jak mówiła Siostra Faustyna, bo u nowszych teologów nic na ten temat nie znalazłem. Z wielką radością spotkałem podobne wyrażenia u św. Fulgencjusza, u św. Ildefonsa, a już najwięcej u św. Tomasza i u św. Augustyna, który – komentując Psalmy – obszernie się rozwodził nad miłosierdziem Bożym, nazywając je najwyższym przymiotem Boga. Wówczas już nie miałem wątpliwości poważnych co do nadprzyrodzoności objawień Siostry Faustyny i zacząłem od czasu do czasu umieszczać artykuły na temat Miłosierdzia Bożego w czasopismach teologicznych, uzasadniając rozumowo i liturgicznie potrzebę święta Miłosierdzia Bożego w I niedzielę Wielkanocy, a w czerwcu 1936 roku wydałem w Wilnie pierwszą broszurę „Miłosierdzie Boże” z obrazkiem Najmiłosierniejszego Chrystusa na okładce. Tę pierwszą publikację posłałem przede wszystkim JJ. EE. Biskupom, zebranym na konferencji Episkopatu w Częstochowie, ale od żadnego z nich nie otrzymałem odpowiedzi. W roku 1947 wydałem w Poznaniu drugą broszurę pod tytułem: „Miłosierdzie Boże w liturgii”, której recenzję znalazłem w kilku teologicznych czasopismach na ogół bardzo przychylną. Umieściłem również kilka artykułów w dziennikach wileńskich, ale nigdzie nie ujawniałem, że Siostra Faustyna była tą „causa movens”.
W roku 1937 w sierpniu, odwiedziłem Siostrę Faustynę w Łagiewnikach i znalazłem w jej dzienniczku nowennę o Miłosierdziu Bożym, która się mi bardzo podobała. Na pytanie, skąd ją ma, odpowiedziała, że podyktował jej tę modlitwę sam Pan Jezus. Już przedtem ponoć Pan Jezus nauczył ją koronki do tegoż Miłosierdzia i innych modlitw, które postanowiłem opublikować. Na podstawie niektórych wyrażeń, zawartych w modlitwach, ułożyłem litanię o Miłosierdziu Bożym, którą wraz z koronką i nowenną oddałem p. Cebulskiemu (Kraków, ul. Szewska 22), celem uzyskania „Imprimatur” w Kurii Krakowskiej i wydrukowania z obrazkiem Miłosierdzia Bożego na okładce. Kuria Krakowska udzieliła „Imprimatur” za N 671, a w październiku ukazała się owa nowenna z koronką i litanią na półkach księgarskich. W roku 1939 sprowadziłem pewną ilość tych obrazków i nowenn do Wilna, a po wybuchu wojny i wkroczeniu wojsk ZSRR (19 września 1939) prosiłem J. E. Arcybiskupa Metropolitę Wileńskiego o pozwolenie na ich kolportaż z informacją o pochodzeniu przedstawionego na tych koronkach obrazu, na co uzyskałem ustną zgodę. Wówczas rozpocząłem szerzyć prywatny kult tego obrazu oraz, złożone przez Siostrę Faustynę i zaaprobowane w Krakowie, modlitwy. Po wyczerpaniu nakładu krakowskiego zmuszony byłem powielać owe modlitwy na maszynie, a gdy nie mogłem nadążyć wobec wielkiego zapotrzebowania, prosiłem Wileńską Kurię Metropolitalną o pozwolenie na przedruk z dodaniem na pierwszej stronicy wyjaśnień co do treści obrazu i uzyskałem ją z podpisem cenzora ks. prałata Zebrowskiego Leona, z dnia 6 lutego 1940 roku oraz J.E. Biskupa Sufragana Kazimierza Michalkiewicza i Notariusza Kurii ks. J. Ostrejki z dn. 7 lutego 1940 roku za Nr 35.
Jeszcze w Wilnie Siostra Faustyna opowiadała, że ma przynaglenie, by wystąpić ze Zgromadzenia Matki Boskiej Miłosierdzia celem założenia nowego zgromadzenia zakonnego. Uważałem to przynaglenie za pokusę i radziłem nie traktować tego poważnie. Po tym, w listach z Krakowa, wciąż pisała o tym przynagleniu i wreszcie uzyskała pozwolenie od swego nowego Spowiednika i Generalnej Przełożonej na wystąpienie pod warunkiem, że ja na to się zgodzę. Obawiałem się brać tego na swą odpowiedzialność i odpisałem, że zgodziłbym się tylko wówczas, jeżeli Spowiednik krakowski i Generalna Przełożona nie tylko pozwolą, ale każą wystąpić. Takiego rozkazu Siostra Faustyna nie uzyskała i dlatego uspokoiła się i pozostała w swoim Zgromadzeniu do śmierci.
W roku 1938 przybyłem do Krakowa na Zjazd Zakładów Teologicznych w połowie września i znalazłem Siostrę Faustynę w szpitalu zakaźnym na Prądniku już zaopatrzoną na śmierć. Odwiedzałem ją w ciągu tygodnia i między innymi rozmawiałem na temat tego zgromadzenia, które ona chciała założyć, a teraz umiera, zaznaczając, że to było złudzeniem, jak również może złudzeniem były i wszystkie inne rzeczy, o których ona mówiła. Siostra Faustyna obiecała na ten temat rozmawiać z Panem Jezusem na modlitwie. Dnia następnego odprawiłem Mszę świętą na intencję Siostry Faustyny, w czasie której przyszła mi myśl, że tak, jak ona nie potrafiła namalować tego obrazu, a tylko wskazała, nie potrafiłaby i założyć nowego zgromadzenia, a tylko dała ramowe wskazówki; przynaglenia zaś oznaczają konieczność w nadchodzących czasach tego nowego zgromadzenia. Gdy następnie przybyłem do szpitala i zapytałem, czy ma co do powiedzenia w tej sprawie, odpowiedziała, że nie potrzebuje nic mówić, bo już mnie Pan Jezus w czasie Mszy świętej oświecił. Następnie dodała, że mam głównie starać się o święto Miłosierdzia Bożego w I niedzielę po Wielkanocy, że nowym zgromadzeniem mam się zbyt nie zajmować, że po pewnych znakach poznam, kto i co ma w tej sprawie czynić, że w kazaniu, które tego dnia wygłosiłem przez radio, nie było zupełnie czystej intencji (rzeczywiście tak było), że mam głównie o nią się w całej tej sprawie starać, że widzi, jak w małej drewnianej kapliczce w nocy przyjmuję śluby od pierwszych sześciu kandydatek do tego zgromadzenia; że prędko ona umrze i że już wszystko, co miała do powiedzenia i napisania, załatwiła. Jeszcze przedtem opisała mi wygląd kościółka i domu pierwszego zgromadzenia oraz ubolewała nad losem Polski, którą bardzo kochała i za którą często się modliła.
Idąc za radą św. Jana od Krzyża, zawsze prawie opowiadania Siostry Faustyny traktowałem obojętnie i nie pytałem o szczegóły. W tym wypadku również nie zapytałem, jaki to los ma spotkać Polskę, że ona tak ubolewa? Sama zaś mi tego nie powiedziała, tylko westchnąwszy zakryła twarz od zgrozy obrazu, który prawdopodobnie wówczas widziała. Wszystko prawie, co przepowiedziała w sprawie tego zgromadzenia, najdokładniej się spełniło. I gdy w Wilnie, w roku 1944, 16 listopada przyjmowałem w nocy śluby prywatne pierwszych sześciu kandydatek w drewnianej kaplicy SS. Karmelitanek albo gdy w trzy lata później przybyłem do pierwszego domu tego zgromadzenia w Myśliborzu, byłem zdumiony uderzającym podobieństwem tego, co mi mówiła ś.p. Siostra Faustyna. Przepowiedziała również dość szczegółowo trudności i nawet prześladowania, jakie mnie spotkają w związku z szerzeniem kultu Miłosierdzia Bożego i staraniem o ustanowienie święta tej nazwy w Niedzielę Przewodnią (łatwiej było znieść to wszystko w przeświadczeniu, że taka była w całej tej sprawie wola Boża od początku). Przepowiedziała mi śmierć swoją 26 września, że za 10 dni umrze, a 5 października umarła. Z braku czasu na pogrzeb przyjechać nie mogłem.
Co sądzić o Siostrze Faustynie i jej objawieniach? Pod względem naturalnego usposobienia była to osoba zupełnie zrównoważona bez cienia psychoneurozy lub histerii. Naturalność i prostota cechowała jej obcowanie zarówno z siostrami w Zgromadzeniu, jak z osobami obcymi. Nie było w niej żadnej sztuczności i teatralności, żadnej wymuszoności ani chęci zwracania uwagi na siebie. Przeciwnie, starała się niczym nie wyróżniać od innych, a o swych przeżyciach wewnętrznych nikomu nie mówiła oprócz spowiednika i przełożonych. Uczuciowość jej była normalna, ujęta w karby woli, nie ujawniająca się łatwo w odmiennych nastrojach i wzruszeniach. Nie ulegała żadnej depresji psychicznej ani zdenerwowaniu w niepowodzeniach, które znosiła spokojnie, z poddaniem się woli Bożej.
Pod względem umysłowym była roztropna i odznaczała się zdrowym sądem o rzeczach, chociaż nie miała prawie żadnego wykształcenia: zaledwie umiała pisać z błędami i czytać. Udzielała trafnych rad swoim współtowarzyszkom, gdy się do niej zwracały, a parokrotnie sam dla próby podsunąłem jej pewne wątpliwości, które rozstrzygnęła bardzo trafnie. Wyobraźnia jej była bogata, ale nie egzaltowana. Często nie potrafiła sama odróżnić działania swej wyobraźni od działania nadprzyrodzonego, szczególnie gdy chodziło o wspomnienia z przeszłości. Gdy jednak zwróciłem jej na to uwagę i kazałem podkreślić w dzienniczku tylko to, o czym może przysiąc, że na pewno nie jest wytworem jej wyobraźni, sporo ze swoich dawnych wspomnień opuściła.
Pod względem moralnym była zupełnie szczera bez najmniejszej przesady i cienia kłamstwa. Zawsze mówiła prawdę, chociaż czasami to sprawiało jej przykrość. W roku 1934 w lecie przez kilka tygodni byłem nieobecny, a Siostra Faustyna nie zwierzała się innym spowiednikom ze swoich przeżyć. Po powrocie dowiedziałem się, że ona spaliła swój dzienniczek w następujących okolicznościach. Ponoć zjawił się jej anioł i kazał wrzucić go do pieca, mówiąc: Głupstwo piszesz i narażasz tylko siebie i innych na wielkie przykrości. Cóż ty masz z tego miłosierdzia? Po co czas tracisz na pisanie jakichś urojeń? Spal to wszystko, a będziesz spokojniejsza i szczęśliwsza! itp. Siostra Faustyna nie miała kogo się poradzić i gdy widzenie się powtórzyło, spełniła polecenie rzekomego anioła. Po tym zorientowała się, że postąpiła źle, opowiedziała mi wszystko i spełniła polecenie odpisania wszystkiego na nowo.
Pod względem cnót nadprzyrodzonych czyniła wyraźny postęp. Wprawdzie od początku widziałem w niej ugruntowaną i wypróbowaną cnotę czystości, pokory, gorliwości, posłuszeństwa, ubóstwa oraz miłości Boga i bliźniego, ale można było łatwo skonstatować stałe, stopniowe ich wzrastanie, szczególnie pod koniec życia potęgowanie się miłości Boga, którą ujawniała w swych wierszach. Dziś nie pamiętam dokładnie ich treści, ale ogólnie przypominam swój zachwyt co do treści (nie co do formy), gdy w roku 1938 je odczytywałem.
Raz widziałem Siostrę Faustynę w ekstazie. Było to 2 września 1938 roku, gdy ją odwiedzałem w szpitalu na Prądniku i pożegnałem ją, by odjechać do Wilna. Odszedłszy kilkadziesiąt kroków, przypomniałem [sobie], że przyniosłem jej kilkadziesiąt egzemplarzy wydanych w Krakowie, a ułożonych przez nią modlitw (nowenna, litania, koronka) o Miłosierdziu Bożym. Wróciłem natychmiast, by je wręczyć. Gdy otworzyłem drzwi do separatki, w której się ona znajdowała, ujrzałem ją zatopioną w modlitwie w postawie siedzącej, ale prawie unoszącej się nad łóżkiem. Wzrok jej był utkwiony w jakiś przedmiot niewidzialny, źrenice nieco rozszerzone, na razie nie zwróciła uwagi na moje wejście, a ja nie chciałem jej przeszkadzać i zamierzałem się cofnąć; wkrótce jednak ona przyszła do siebie, spostrzegła mnie i przeprosiła, że nie słyszała mego pukania do drzwi ani wejścia. Wręczyłem jej owe modlitwy i pożegnałem, a ona powiedziała: Do zobaczenia się w Niebie! Gdy następnie 26 września odwiedziłem ją po raz ostatni w Łagiewnikach, nie chciała ze mną już rozmawiać, a może raczej nie mogła, mówiąc: Zajęta jestem obcowaniem z Ojcem Niebieskim. Rzeczywiście, robiła wrażenie nadziemskiej istoty. Wówczas już nie miałem najmniejszej wątpliwości, że to, co się znajduje w jej dzienniczku o Komunii świętej, udzielanej w szpitalu przez Anioła, odpowiada rzeczywistości.
Co się tyczy przedmiotu objawień Siostry Faustyny, nie ma w nim nic, co by się sprzeciwiało wierze albo dobrym obyczajom lub dotyczyło opinii spornych między teologami. Przeciwnie, wszystko zmierza do lepszego poznania i ukochania Boga. Obraz, jest wykonany artystycznie i stanowi cenny dorobek w religijnej sztuce współczesnej (Protokół Komisji w sprawie oceny i konserwacji obrazu Najmiłosierniejszego Zbawiciela w kościele św. Michała w Wilnie z dn. 27 V 1941 r., podpisany przez rzeczoznawców: prof. hist. sztuki dr M. Morelowskiego, prof. dogm. ks. dr L. Puciaty i konserwatora ks. dr P. Śledziewskiego). Kult Miłosierdzia Bożego prywatny (w formie nowenny, koronki i litanii) i publiczny (w formie projektowanego święta) nie tylko w niczym nie sprzeciwia się dogmatom ani liturgii, ale zmierza do wyjaśnienia prawd wiary świętej i poglądowego przedstawienia tego, co dotychczas w liturgii było tylko w zawiązku – do uwypuklenia i przedstawienia światu całemu tego, o czym obszernie pisali Ojcowie Kościoła, co miał na myśli autor Liturgii, a czego dziś domaga się wielka nędza ludzka. Intuicję prostej zakonnicy, zaledwie umiejącej katechizm, w rzeczach tak subtelnych, tak trafnych i odpowiadających psychologii dzisiejszego społeczeństwa, inaczej nie da się wytłumaczyć, jak tylko nadprzyrodzonym działaniem i oświeceniem. Nie jeden teolog po długich studiach nie potrafiłby nawet w przybliżeniu rozwiązać trudności tych tak trafnie i łatwo, jak to czyniła Siostra Faustyna.
Wprawdzie do nadprzyrodzonego działania w duszy Siostry Faustyny nieraz dołączało się działanie jej ludzkiej, dość żywej wyobraźni, wskutek czego pewne rzeczy zostały przez nią nieświadomie nieco przeinaczone. Ale to się zdarzało u wszystkich ludzi tego rodzaju, jak świadczą ich życiorysy, np. św. Brygidy, Katarzyny Emmerich, Marii de Agreda, Joanny d’Arc itp. Tym da się wytłumaczyć niezgodność opisu Siostry Faustyny o jej przyjęciu do klasztoru z zeznaniami przewielebnej matki generalnej Michaeli Moraczewskiej, a może jeszcze i inne podobne wyrażenia jej w dzienniczku. Zresztą, to są wypadki dawne, o których mogły obie strony zapomnieć albo nieco zmienić wypadki, które do istoty rzeczy nie należą.
Skutki objawień Siostry Faustyny zarówno w jej duszy, jak również w duszach innych ludzi przeszły wszelkie oczekiwania. O ile z początku Siostra Faustyna nieco się trwożyła, obawiała się możliwości wykonania poleceń i uchylała się od nich, o tyle stopniowo się uspokajała i doszła do stanu zupełnego bezpieczeństwa, pewności i wewnętrznej głębokiej radości. Stawała się coraz bardziej pokorna i posłuszna, coraz bardziej zjednoczona z Bogiem i cierpliwa, zgadzając się najzupełniej i we wszystkim z Jego wolą. Chyba nie trzeba rozwodzić się nad skutkami tych objawień w duszach innych ludzi, którzy się o tym objawieniu dowiedzieli, gdyż fakty za siebie mówią najlepiej. Liczne wota (około 150) przy obrazie Najmiłosierniejszego Zbawiciela w Wilnie i wielu innych miastach, dostatecznie świadczą o łaskach, udzielanych czcicielom Miłosierdzia Bożego zarówno w kraju, jak i za granicą. Ze wszystkich stron nadchodzą wiadomości o przedziwnych wysłuchaniach Miłosierdzia Bożego nieraz wyraźnie cudownych.
Reasumując powyższe, moglibyśmy łatwo wyprowadzić wniosek, ale ponieważ ostateczna decyzja w tej sprawie zależy od nieomylnej instytucji w Kościele, dlatego z całą uległością jej się poddajemy i najspokojniej wyroku oczekujemy.
Publikacja w: „Wspomnienia o Świętej Siostrze Faustynie Kowalskiej”. Wydawnictwo „Misericordia”, Kraków 2013, s. 53-68.
Foto: Archiwum Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego.