Wstąpienie do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia Heleny Kowalskiej – św. Siostry Faustyny – tak wspominała m. Michaela Moraczewska, która wówczas jako przełożona klasztoru w Warszawie przy ul. Żytniej przyjęła ją do Zgromadzenia, a następnie była jej przełożoną generalną.
W czasie gdy byłam przełożoną na Żytniej, dano znać od furty, że przyszła młoda dziewczyna prosić o przyjęcie do Zgromadzenia. Zeszłam więc do rozmównicy i uchyliłam drzwi, lecz owa aspirantka – siedząca w ten sposób, że mnie nie spostrzegła – nie zrobiła na mnie, na pierwszy rzut oka, dodatniego wrażenia ze względu na swój nieco zaniedbany wygląd zewnętrzny. Pomyślałam sobie: ej, to nie dla nas! I zamknęłam po cichu drzwi z powrotem z zamiarem wysłania innej jakiej siostry z odmowną odpowiedzią.
W tej chwili przyszła mi jednak refleksja, że będzie więcej zgodne z miłością bliźniego zadać tej dziewczynce kilka pobieżnych pytań i dopiero potem ją pożegnać. Wróciłam więc do rozmównicy i rozpoczęłam rozmowę. Wtedy zaraz zauważyłam, że kandydatka bardzo zyskuje z bliska, że ma miły uśmiech, sympatyczny wyraz twarzy, dużo prostoty, szczerości i rozsądku w wyrażaniu się. Zmieniłam więc wkrótce zdanie i nabrałam ochoty przyjęcia jej. Główną trudność stanowiło ubóstwo Helenki Kowalskiej, nie mówiąc o posagu, od którego łatwo Stolica Święta daje zwolnienie; nie miała ona żadnej osobistej wyprawy, a my na ten cel żadnego funduszu. Jednak poddałam jej myśl, czy by nie mogła na pewien czas pójść do służby i odłożyć sobie kilkaset złotych na wyprawkę. Przyjęła ten projekt z wielką chęcią i ułożyłyśmy się, że uskładane pieniądze będzie przynosić do furty, do przechowania. I na tym stanęło, pożegnałam ją i wkrótce o wszystkim zapomniałam.